poniedziałek, 22 listopada 2010

Supersilent “10”, Rune Grammofon, 2010


Arve Henriksen – trumpet, electronics
Helge Sten – audio virus, electric guitar
Stale Storlokken – grand piano, keyboards

Wytwórnia: Rune Grammofon
Rok wydania: 2010





Po statycznej i nieciekawej „9” norweskie trio wydało kolejny album daleki od oczekiwań, jakie można by wobec tej grupy posiadać. Po dezercji perkusisty zespół ma wyraźny problem z określeniem sobie nowej drogi – niezdecydowanie próbuje przecierać nowe szlaki, jednocześnie bez większej wiary wykorzystując stare triki. „10” jest kompromisem: brzmienie zespołu poddane zostało destylacji, wzbogacone o fortepian i skierowane na ścieżki doom-jazzu. Mrok kreują głównie głębokie drony generowane przez Deathproda. Wsparcie stanowi jedynie cichy śpiew trąbki i fortepianowe dysonanse. Minimalizm ma swoje uroki, ale tutaj forma ta została nieco nadużyta. Do tego niepodrabialne dotąd brzmienie zostało mocno zubożone, a fortepian uczynił je banalniejszym, czyniąc niektóre fragmenty utworów – o zgrozo! – wręcz ckliwymi. „10” byłaby świetnym soundtrackiem, niestety bez wsparcia dodatkowych bodźców z obrazu, nie niesie ze sobą wystarczającego przekazu.
Jeżeli jednak jest tak źle, to dlaczego jest tak dobrze? Bardzo delikatna tkanka dźwięków tworzy momentami wręcz rewelacyjną atmosferę: upaja smutkiem, epatuje zagubieniem i samotnością, straszy ciemnymi zakamarkami. To bardzo cicha płyta, co wymusza skupienie na wszystkich kruchych motywach, chłodnych, sennych i wyblakłych jak poranek, podczas którego piszę te słowa. To wystarcza, żeby wypełnić 40 minut, ale warto zwrócić uwagę, iż jest to najkrótsza płyta Norwegów, a jednocześnie zawierająca największą ilość utworów – niektóre z nich trwają niewiele ponad minutę. To porównanie najlepiej chyba pokazuje niedostatki twórczej inwencji, od której poprzednie nagrania grupy pękały w szwach. W tym roku mają ukazać się kolejne dwa albumy Supersilent, z nagraniami pochodzącymi z tych samych sesji, co utwory zawarte na „10”. Czasem warto się zatrzymać, złapać oddech i poczekać, aż pomysły zaczną znowu tłoczyć się w głowie. Do tego zajęcia dziesiąty album Norwegów nadaje się akurat znakomicie.

Mateusz Krawczyk
(Screenagers.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz