piątek, 1 listopada 2013

Kuba Stankiewicz "Kilar", Vertigo Jazz, 2013




Kuba Stankiewicz - p

Wytwórnia: Vertigo Jazz
Rok wydania: 2013







Nie znałem Kuby Stankiewicza. Mało tego, pewnie nigdy nie kupiłbym jego płyty - po prostu, tak z przyzwyczajenia. Dostałem ją jednak jako promo od wydawcy i nagle się okazało, że jest to jedna z najczęściej słuchanych przeze mnie płyt w tym roku. Sam byłem zaskoczony, gdy jednak się nad tym zastanowiłem, okazało się, że powód jest niezwykle prosty - Stankiewicz gra po prostu pięknie.

Wybór Kilara niektórzy potraktują jako pójście na łatwiznę, bo sięga się do gotowej bazy melodycznych pewniaków. Gdy się jednak nad tym mocniej zastanowić, okazuje się, że trzeba mieć nie lada jaja, by z tymi gotowcami się zmierzyć. Kilar jest jednym z najlepszych kompozytorów muzyki filmowej, ponieważ posiada niezwykły talent ubierania emocji w dźwięki. Czasem mają one wyprzedzić to co wydarzy się na ekranie, czasem je spotęgować. Czasem dźwięki te, nie mają nieść ze sobą konkretnej treści, tylko zbudować stosowny klimat do tego by emocje z ekranu miały gdzie w nas wykiełkować. Zawsze jednak mamy do czynienia z muzyką tak mocno intencjonalną, tak zaplanowaną i wpisaną w określony kontekst, że jakiekolwiek grzebanie przy niej, jakakolwiek ingerencja niesie za sobą ogromne ryzyko wywołania dysonansu poznawczego, tym bardziej, że przecież te melodie (a przynajmniej znaczną ich część) znamy. Tylko osoby pewne siebie z tytułu własnej kompetencji mogą mierzyć się z takim zadaniem i wygląda na to, że Stankiewicz do nich należy.
Słuchając tego ujazzowienia Kilara urzeka mnie przede wszystkim absolutne doprecyzowanie najdrobniejszego dźwięku. Stankiewicz podchodzi do materii z wielkim pietyzmem. Nie ma tu miejsca na wielką spontaniczność - utwory Kilara by tego nie wytrzymały. Zamiast tego mamy doprecyzowany pomysł na każdy utwór, który Stankiewicz nie tylko szlifuje do uzyskania absolutnej perfekcji, lecz także uzupełnia o improwizowane wstawki, dbając przy tym przede wszystkim o homogeniczność całości. Na płycie na pewno są utwory, których brak nikomu by nie zaszkodził (szczególnie pod koniec płyty), nie da się jednak znaleźć nigdzie ani jednego fałszywego ruchu. Ta harmoniczna perfekcja, połączona z najwyższej jakości smakiem w zakresie dynamiki i dramaturgii naprawdę imponuje.
W pierwszej kolejności zwracają na siebie uwagę utwory "Trędowata, część 2" i "Cwał". Ich wyjątkowość polega nie tylko na przełamaniu dominującej - balladowej konwencji, Stankiewicz, dzięki synkopowaniu lewej ręki, uchwycił przede wszystkim to, co także w muzyce Kilara jest bardzo ważne - swoisty nerw. Nienachalność tej kilarowskiej cechy można wyczytać w jej przełożeniu na wyczucie z jakim pianista korzysta z nietuzinkowego, rwanego akcentowania akordami, wykonuje on ruchy niezwykle lekko.
Po wielu odsłuchach na największy aplauz z mojej strony zasłużyły jednak utwory, może i mniej efektowne, ale tak genialne w swoim założeniu i realizacji, że nie sposób tego nie zauważyć. "Zazdrość i Medycyna" oraz "Ziemia obiecana" najlepiej bowiem oddają filmowy charakter muzyki Kilara. Nie chodzi jednak o bezpośrednie przełożenie pierwotnych założeń kompozytora - raczej o ich umiejętne zastąpienie. W tych dwóch utworach zdołał Stankiewicz jak nigdzie napisać swój własny scenariusz, okrasić je dramaturgią - zbudować niejako własną dźwiękową historię, serwując zmienność nastroju oraz grę konwencjami.

Niewiele znam albumów na solo piano, po których wysłuchaniu nie miałem odczucia, że z korzyścią dla nich byłoby włączenie sekcji rytmicznej. "Kilar" Stankiewicza do nich należy. Powiem więcej - nie widzę możliwości, że muzykę tę można by było zagrać inaczej, w tym lepiej. Poczucie harmonii w tym najbardziej dla nas pierwotnym rozumieniu tego słowa towarzyszy odsłuchowi tej płyty od pierwszego do ostatniego dźwięku. Jest to piękno dostępne dla każdego słuchacza, co czyni tę płytę na poletku jazzowym absolutnie wyjątkową.

Marcin Kiciński