wtorek, 23 listopada 2010

Adam Pierończyk "El Buscador", Jazzwerkstatt, 2010


Adam Pierończyk - saksofon sopranowy, tenorowy
Adrian Mears - puzon
Anthony Cox - bas
Krzysztof Dziedzic - perkusja

Wytwórnia: Jazzwerkstatt
Rok Wydania: 2010




Ok, czas napisać szczerze co się myśli: mam już po dziurki w nosie tych jazzowych Szopenów, od których uginają się w tym roku półki sklepów muzycznych. Czy tylko ja jeden słyszę w tym prowincjonalność, sztampowość i zaściankowość? Kolejny raz, z uporem ćmy obijającej się o żarówkę, eksploatujemy tylekroć przeorane pole, doprawdy czyniąc krzywdę temu geniuszowi, któremu tak bliski był przecież duch improwizacji i nieogarniona kreatywność. Mam zatem mocne postanowienie znaleźć inną muzykę: niecodzienną, bezkompromisową, lecz piękną i szczęście mi sprzyja, bo na wspaniałym portalu http://freejazz-stef.blogspot.com przeczytałem notkę o wydanej, w zacnym niemieckim wydawnictwie Jazzwerkstatt, najnowszej (do niedawna…) płycie Adama Pierończyka zatytułowanej „El Buscador”.
Oprócz lidera grającego na saksofonach tenorowym i sopranowym, na płycie grają puzonista Adrian Mears, basista Anthony Cox i perkusista Krzysztof Dziedzic. Nie ma tu miejsca na rozbudowane wizytówki tych panów, ale wierzcie mi, to najwyższa jazzowa półka, po którą, słuchając Polski Jazz, chciałoby się sięgać jak najczęściej. Najbardziej podoba mi się duch tej płyty: ryzykancki, awanturniczy, przypominający podróż w nieznane. I rzeczywiście muzycy igrają z etnicznymi klimatami, o czym świadczą także tytuły utworów: tu buddyjski monastyr gdzieś na Syberii, tam andaluzyjski ogród, ówdzie Marrakesz, a wreszcie i krakowski klub „U Muniaka”. Nie dajmy się jednak zwieść poetyce tych tytułów, bowiem najważniejszy tu jest jazz, i nigdy nie przestaje być to jazzem.
Ten jazz nawiązuje to wielkiej tradycji takich muzyków jak późny John Coltrane, który w muzyce Wschodu, w jego żywej tradycji, szukał autentycznej duchowości, oświecenia, a może i nirwany. Naprawdę rzadko nam się w Polszcze zdarzają akcje tego typu, oczywiście od razu przypomina nam się legendarny Stańkowski „Music from Taj Mahal and Karla Caves” i być może „EL Buscador” po latach będzie się wymieniać jednym tchem z tym kultowym nagraniem.
Krótko mówiąc, transowe rytmy, awangardowa drapieżność, etniczna świeżość i jeszcze, a jakże!, nieco mainstreamowa przystępność, wszystko to sprawia, że mamy tu doprawdy do czynienia z wydawnictwem wyjątkowym.

Maciej Nowotny
http://kochamjazz.blox.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz