poniedziałek, 30 maja 2011

Marcin Wasilewski Trio (Sławomir Kurkiewicz/Michał Miśkiewicz) “Faithful”, ECM, 2011


Marcin Wasilewski – piano
Sławomir Kurkiewicz – double-bass
Michał Miśkiewicz – drums

Wytwórnia: ECM
Rok wydania: 2011





Trzeci wydany w ECM album fortepianowego tria pod przywództwem Marcina Wasilewskiego nie przynosi znaczących zmian w muzyce formacji. Podobnie jak na poprzedniej płycie, „January”, na warsztat zostały wzięte wyroby własne i zapożyczenia z przeszłości; tym razem zamiast interpretacji popowych utworów Björk czy Prince’a doświadczamy m.in. „An Den Kleinen Radioapparat” Hannsa Eislera, „Oz Guizos” Hermeto Pascoala, czy tytułowej kompozycji Ornette’a Colemana. Rejestracja „Faithful” nastąpiła w szwajcarskim Lugano pod okiem szefa ECM – Manfreda Eichera. Przynależność do tej słynnej monachijskiej wytwórni jest dużą nobilitacją dla muzyków, obietnicą międzynarodowej popularności, dostępności płyty i gwarantem pięknego, czystego brzmienia. Błądzenie w malowniczych pejzażach („ECM-sound”) czasem odbija się czkawką i grozi wtargnięciem na sąsiadujące wrogie terytorium miałkości. W przypadku „Faithful” operowanie nastrojem i liryzmem udaje się połowicznie.
Paradoksalnie, to własne kompozycje zespołu są ciekawsze od interpretacji klasycznych dokonań; płyta mogłaby sporo zyskać, gdyby formacja postawiła wyłącznie na autorskie tematy („Mosaic”, „Song For Świrek”, albumowy highlight „Night Train To You”), które wypadają ciekawiej niż zapożyczenia transformowane na instrumentarium i język grupy. Niemal dwadzieścia lat wspólnego grania (niegdyś pod szyldem Simple Acoustic Trio) musiało scementować trzy indywidualności w jeden spójny, podobnie myślący, intuicyjnie rozumiejący się twór. Trudno winić artystów z definicji za to, że nie spełniają oczekiwań części słuchaczy na bardziej awangardowe, eksperymentalne wycieczki. W kategoriach przystępnego jazzu zrealizowanego przez fortepianowe akustyczne trio, niemożliwe jest zarzucenie braku warsztatu, sprawności w zespołowym, względnie bezpiecznym improwizowaniu. Problemem dla formuły takiego grania pozostaje niezmierzona ilość muzyki powstałej w podobnym formacie, od klasycznych nagrań Keitha Jarretta, do bardziej współczesnych Bobo Stensona, Brada Mehldau, Torda Gustavsena – na dłuższą metę „Faithful” wydaje się zbyt asekuracyjne, aby pozostać w świadomości słuchacza. W wywiadzie dla Mariusza Hermy lider tria zdradza, że kolejny album ma funkcjonować pod szyldem „eksperyment”. To chyba dobry czas na zmiany.

Sebastian Niemczyk
(Screenagers.pl)

niedziela, 29 maja 2011

czwartek, 26 maja 2011

Peter Evans Quintet (Jim Black / Tom Blancarte / Carlos Homs / Sam Pluta) "Ghosts", More Is More Records, 2011


Peter Evans: trumpets
Carlos Homs: piano
Tom Blancarte: bass
Jim Black: drums
Sam Pluta: live processing

Wytwórnia: More Is More
Rok wydania: 2011



Peter Evans nie jest już tylko wschodzącą gwiazdą muzyki improwizowanej i jednym z największych talentów, na który trzeba chuchać i dmuchać, by nie przepadł w towarzystwie starszych kolegów po fachu. Niezależnie, z jakim projektem z jego udziałem mamy do czynienia, to i tak zawsze jesteśmy zaskakiwani bardzo wysokim poziomem kompozycji, co też przeważnie jest efektem daleko idącej pomysłowości i bujnej fantazji ich autora. Ten ciągle przecież młody trębacz za każdym razem tworzy coś nowego, niezależnie od tego, z jakim składem występuje, w jakich konfiguracjach oraz jaką materię muzyczną obiera sobie za punkt wyjścia do wielopoziomowych improwizacji. To współczesny człowiek renesansu, który swoją grą i wyczuciem łączy pozornie odległe światy: jest klasycznie wykształconym instrumentalistą o bajecznej technice, artystą z nieograniczoną wyobraźnią twórczą oraz osobą, która nie zamyka się w jednym muzycznym ekosystemie. Akustyczny noise jazz, nowoczesny hołd dla hard bopu z lat 60. oraz solowe eksperymenty to tylko niektóre z jego zrealizowanych świadomych wyborów.
Kwintet Petera Evansa nie powiela żadnego z powyższych schematów. Ponownie czeka nas więc coś niespodziewanego. Z jednej strony mamy tu do czynienia z akustycznym graniem – oprócz trąbki słuchamy perkusisty Jima Blacka, basisty Toma Blancarte’a oraz pianisty Carlosa Homsa – i to samo w sobie nie zapowiada większych sensacji. Poza wymienionym trzonem typowo jazzowym, mamy jednak jeszcze Sama Plutę, który w trakcie tych improwizacji odpowiadał za wszelkie manipulacje z dźwiękiem, nakładanie efektów czy zapętlanie wybranych partii instrumentalnych. Wszystko dzieje się „tu i teraz”, i nie jest efektem studyjnej postprodukcji. Mamy zatem improwizujący zespół, dowodzony przez Petera Evansa oraz człowieka, który w wielu momentach sprawia, że możemy mieć wrażenie, jakbyśmy obcowali nie z kwintetem, a np. sekstetem. Jak to możliwe?
Sam Pluta często doprowadza do konfrontacji tego, co „tu i teraz” z tym, co już zdarzyło się wcześniej. Stąd też słyszymy nakładające się partie tej samej trąbki, tego samego basu czy tej samej perkusji. Ten dialog teraźniejszości z przeszłością w obrębach aktualnie wydarzającej się improwizacji ma także drugie znaczenie. Muzycznie ściera się tutaj tradycja jazzowa w duchu klasycznych propozycji Blue Note z lat 60. ze współczesną muzyką elektroniczną. Znakomitym przykładem dominacji eksperymentu jest „The Big Crunch”, które przypomina dźwiękowe zniekształcenia hołubione przez Markusa Poppa czy Carstena Nicolaia w duchu stylistyki glitch. Często bywa jednak też tak, że to rasowy jazz bierze górę nad tym, co wychodzi spod palców Sama Pluty.
Gdyby spróbować określić postawę muzyków odpowiedzialnych za „Ghosts” w zwięzły sposób powiedziałbym, że reprezentują nurt konserwatyzmu ewolucyjnego. Z jednej strony nie porzucają tradycji, przypominają o niej i chcą, żeby dalej żyła w ludzkiej świadomości, ale są też zwolennikami efektywnych zmian, które pozwalają iść dalej do przodu. W wydaniu zespołu Petera Evansa jest to postawa, która przynosi piorunujący efekt i sprawia, że wiele rewolucyjnych projektów w duchu muzyki improwizowanej wydaje się przy tym po prostu miałkich.

Piotr Wojdat
(Screenagers.pl)

środa, 25 maja 2011

IMPROVISING BEINGS - PREMIERY



 



FOR HARRIET
Joe Rigby (tenor and sopranino sax, flute),
Calum Maccrimon (bagpipes, penny whistle)
Scott Donald (drums),
Billy Fisher (perc.)
 



TANGO LIBRE
Isabel Juanpera (vocals),
François Tusques (piano)

CONSTELLATION RECORDS - PREMIERA


MATANA ROBERTS
COIN COIN CHAPTER ONE: GENS DE COULEUR LIBRES

Matana Roberts: reeds/voice
Gitanjali Jain: voice
David Ryshpan: piano/organ
Nicolas Caloia: cello
Ellwood Epps: trumpet
Brian Lipson: bass trumpet
Fred Bazil: tenor sax
Jason Sharp: baritone sax
Hraïr Hratchian: doudouk
Xarah Dion: prepared guitar
Marie Davidson: violin
Josh Zubot: violin
Lisa Gamble: musical saw
Thierry Amar: bass
Jonah Fortune: bass
David Payant: drums/vibes

CD / 2xLP /  MP3 / FLAC

Matana Roberts - Coin Coin Chapter One MIX by Constellation Records

PORTER RECORDS - PREMIERY



 
WARREN SMITH
DRAGON DAVE MEETS PRINCE BLACK KNIGHT FROM THE DARKSIDE OF THE MOON

Kenyatte Abdur-Rahman - Conga, Dr
George Barrow - bcla, Piccolo, ts
Kalaparusha Difda - bcla, ts, Voices
Craig Harris - tb, Voices
Jack Jeffers - tb, tuba, Voices
David Moore - b, Voices
Coleridge-Taylor Perkinson - Fender Rhodes, synth
Noel Scott - as, bs
Warren Smith - Marimba, Tympani, Whistle
Bross Townsend - Fender Rhodes, p
Vincent Chauncey - French Horn
Courtney Wynter - cla, fl, ss, ts

CD/MP3/FLAC
 


LOUIE BELOGENIS
TIRESIAS

Louie Belogenis (sax)
Sunny Murray (drums)
Michael Bisio (bass)

CD/MP3/FLAC

Warren Smith "Prayer" by Porter Records
Warren Smith "Newscast" by Porter Records

Louie Belogenis "Blind Prophecy" by Porter Records

wtorek, 24 maja 2011

Bassdrumbone (Gerry Hemingway / Mark Helias / Ray Anderson) “The Other Parade” vs. Michael Dessen Trio 2 (Christopher Tordini / Dan Weiss) “Forget The Pixel”, Clean Feed, 2011

 
 
 
Gerry Hemingway (d),
Mark Helias (b),
Ray Anderson (tb)

Christopher Tordini (b),
Dan Weiss (d),
Michael Dessen (tb)

 Wytwórnia: Clean Feed
Rok wydania: 2011


Ostatni wypust nowości z Clean Feedu przyniósł ciekawą sytuację. Dostajemy bowiem dwie płyty nagrane w identycznym instrumentarium (puzon/bas/perkusja), różniące się jednak dość znacząco pod względem występujących na nich postaci i podejścia do tematu.  Pierwszy z projektów to szacowne, grywające ze sobą od 34 lat trio muzyków o niepodważalnej już reputacji w jazzowym światku. Drugi tercet reprezentuje znacznie młodsze pokolenie, a ich druga płyta to być może początek równie udanej kooperacji.
Gerry Hemingway, Mark Helias i Ray Anderson traktują BassDrumBone w sposób bardzo swobodny. Trzymając się ustalonej od lat, konwencjonalnej, mainstreamowej chciałoby się rzec, formy - naginają jej granice, by dać upust swojej instrumentalnej finezji. Nie słychać tu żadnego silenia się na nadzwyczajny efekt, a jest on i tak uzyskiwany jako pochodna niebywałej lekkości, z jaką każdy z tych wirtuozów podchodzi do wspólnego muzykowania. W tych bluesach i inspirowanych początkami jazzu tematach czuć zabawę i radość obcowania ze sobą, o którą można by bardziej podejrzewać nie tyle profesjonalistów, co kilku kumpli amatorów, spotykających się regularnie przy piwie na cotygodniowym, garażowym graniu. Wyczuwa się uśmiechy i liczne pozamuzyczne tematy, które łączą muzyków. Udziela się słuchaczowi panująca na tym nagraniu życzliwość i przyjaźń.
Michel Dessen Trio 2 (dwójka dodana jest chyba w związku ze zmianą perkusisty) konsekwentnie szukają inspiracji w bieżących trendach. Wystawiają się na próby różnych stylistyk, eksperymentują czasami z delikatną elektroniką. "Forget the Pixel" to zlepek kompozycji, w których z jednej strony przebija się animusz do grania dynamicznego i rytmicznego, z drugiej czasem naiwna, czasem przejmująca refleksja. W chwilach wyciszenia fantazja potrafi ich ponieść w kierunku muzyki, którą znamy z doskonałego Memorize The Sky - muzycy starają się uciec od czytelnej formy i koncentrują się na budowaniu surrealistycznego klimatu. Naturalnie nie brak tu sonorystycznych zabaw, gwałtownych zmian akcji i zaskakujących rozwiązań.
Oba zespoły, choć dzielą je dziesięciolecia doświadczeń, oferują muzykę, której bardzo dobrze się słucha. BassDrumBone być może niczym nie zaskakuje, stanowi jednak oazę lekkości i finezji w profesjonalizmie. Dessen Trio intryguje swoimi poszukiwaniami i zaraża młodzieńczym entuzjazmem. Obie płyty doskonale się uzupełniają, dlatego zachęcam do równoczesnego ich poznania.

Marcin Kiciński
impropozycja.blogspot.com

poniedziałek, 23 maja 2011

INTAKT RECORDS - PREMIERY


 


MARILYN CRISPELL - GERRY HEMINGWAY
AFFINITIES

Marilyn Crispell Piano
Gerry Hemingway Drums, Percussion, Vibraphone

 

LUCAS NIGGLI DRUM QUARTET
BEAT BAG BOHEMIA

THE FELLOWSHIP OF THE DRUMS
A FILM BY MARTIN FUCHS

Rolando Lamussene · Djembe · Mbira · Voice · Perc.
Kesivan Naidoo · Dr · Cymbals · Gongs · perc.
Peter Conradin Zumthor · Dr · Cymbals · Gongs · Perc.
Lucas Niggli · Dr · Cymbals · Gongs · Perc.
DVD

czwartek, 19 maja 2011

Weasel Walter / Mary Halvorson / Peter Evans "Electric Fruit", Thirsty Ear, 2011


Mary Halvorson – guitar
Peter Evans – trumpet
Weasel Walter – drums

Wytwórnia: Thirsty Ear
Rok wydania: 2011






„Electric Fruit” to już kolejna płyta z udziałem Petera Evansa opisywana na łamach Impropozycji w tym roku i kolejna skrajnie różna. Owocowi współpracy z perkusistą Walterem i gitarzystką Mary Halvorson co prawda nieco bliżej do „Kopros Lithos” niż energetycznego bebopu prezentowanego przez Mostly Other People Do The Killing, jednak tu improwizacja nie służy aż tak skrajnym formom ekspresji, jak proponowana do spółki z Gustafssonem i Fernandezem. Mamy tu do czynienia z żywiołową dyskusją, prowadzoną przez trzy intrygujące osobowości, intensywną nie z racji ich zamiłowania do hałasu, lecz stężenia treści. Każdy z członków tercetu koncentruje się na prezentacji szerokiego wachlarza rozwiązań, unikając konwencjonalnych konstrukcji rytmicznych i tonalnych, a nawet jeżeli zdarza się to któremuś z instrumentalistów, to pozostała dwójka dba, by szybko wyprowadzić utwór na słuszną drogę. Brak założeń odnośnie struktury poszczególnych nagrań skutkuje gwałtownymi zwrotami akcji, w których słodki ambient w jednej chwili potrafi zmienić się w kakofonię, kilkusekundowe solowe zagrania raptownie przekształcane są w gęste faktury, niewinne brzdąkanie zapowiada psychopatyczne nawałnice, a wszystko dziurawione jest mnóstwem drobnych pauz. Wydaje się wręcz, że zmienność jest tu celem samym w sobie. Od tej zasady wyjątkiem jest jedynie zamykający płytę „Metallic Dragon Fruit”, niemal w całości wypełniony pojedynczymi dźwiękami.
W bardzo wyraźnym i gwarantującym bliskość dźwięku miksie na pierwszy plan wysuwa się gra Halvorson na nastrojonej bluesowo gitarze. Amerykanka stara się na nowo odkrywać możliwości instrumentu wygrywając krótkie, czasem ckliwe frazy i rozstrajając je przy pomocy efektów, co daje wrażenie nerwowego szarpania strun lub niedbale wykonywanych ćwiczeń. Niekiedy sięga również po cięższe brzmienia i zaprzęgając do pracy przester, wygrywa melodyjne riffy lub tworzy brudne tło dla pozostałych instrumentów. Walter ma z kolei w największym stopniu na sumieniu dynamikę nagrań. Maniakalnie produkowane przezeń dźwięki tworzą bujne, arytmiczne faktury rozpędzając muzykę, nawet gdy partnerzy starają się grać spokojniej. Choć tempo jego gry porównać można jedynie z grindcorem, to perkusja brzmi niezwykle lekko, gdyż miejsce soczystych uderzeń w werbel i stopę zajmują dźwięki generowane przez delikatne puknięcia i ocieranie bębnów. Evans swą melodyjną grą na trąbce wydaje się jedynie asystować punktowym dźwiękom pozostałych dwóch instrumentów, jednak jego obecność ma krytyczne znaczenie dla barwy nagrań, zwłaszcza wobec niezbyt zróżnicowanego brzmienia gitary. Dużo czasu poświęca jednak również tworzeniu dźwięków mniej banalnych, często sięgając po głębokie drony, złowrogo wypełniające momenty wyciszenia lub stanowiące tło dla bardziej karkołomnych zagrań Halvorson i Waltera.
Ograniczony zakres zastosowanych brzmień powoduje, że przy pasjonującej skądinąd żonglerce motywami płyta może sprawiać momentami wrażenie przekombinowanej i w konsekwencji nużącej, jednak mimo tych drobnych niedostatków to i tak jedna z najciekawszych pozycji ostatnich miesięcy na polu muzyki improwizowanej.

Mateusz Krawczyk
(Screenagers.pl)

poniedziałek, 16 maja 2011

RUNE GRAMMOFON - PREMIERA


 FIRE! WITH JIM O´ROURKE
UNRELEASED?

Mats Gustafsson – saxophone,  Fender Rhodes, electronics
Johan Berthling – electric bass
Andreas Werliin  – drums
Jim O´Rourke – electric guitar, synthesizer

CD/LP/MP3

ECM - PREMIERY



 



MEREDITH MONK
SONGS OF ASCENSION

Meredith Monk and Vocal Ensemble voices
Todd Reynolds Quartet string quartet
The M6 voices
Montclair State University Singers
 



KONITZ / MEHLDAU / HADEN / MOTIAN
LIVE AT BIRDLAND

Lee Konitz alto saxophone
Brad Mehldau piano
Charlie Haden double-bass
Paul Motian drums

http://player.ecmrecords.com/live_at_birdland
 




CRAIG TABORN
AVENGING ANGEL

Craig Taborn piano

http://player.ecmrecords.com/taborn

niedziela, 15 maja 2011

Joëlle Léandre Tentet / Trio "Can You Hear Me?", Leo Records, 2011


Thomas Wally (viol), Elaine Koene (viola), Melissa Coleman-Zielasko (cel), Joëlle Léandre (b), Sussana Gartmayer (as, bcla), Boris Hauf (ts, cla), Lorenz Raab (tp), Bert Mutter (tb), Burkhard Stangl (g), Kevin Norton (vib, dr), John Tilbury (p)

Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2011



Alois Fischer od 1986 raczy austriacką prowincję futurystyczną wizją muzyki z pogranicza kompozycji i improwizacji, realizowaną w dwóch odsłonach poprzez Jazzatelier w Ulrichsbergu. W pierwszym tygodniu maja startuje Kaleidophon, doroczny festiwal poświęcony nowej muzyce komponowanej i improwizowanej, a mniej więcej co dwa lata w grudniu organizowany jest festiwal Phonomanie, pomyślany jako monograficzna prezentacja twórczości jednego artysty. Fischer zapraszał w przeszłości tak stylotwórcze postaci jak Sun Ra, Irene Schweizer, Evan Parker, Anthony Braxton, Radu Malfatti  czy Paul Lovens. Część z tych występów zarejestrowano na płytach (choćby 4 Compositions (Ulrichsberg) 2005 Braxtona czy wspaniały duet Irene Schweizer i Pierre’a Favre Urlichsberg).
Najnowsza fonograficzna odsłona działalności Aloisa Fischera to zarejestrowany w 2009 roku w ramach festiwalu Kaleidophon i wydany właśnie na dwóch płytach CD przez Leo Records występ francuskiej kontrabasistki i kompozytorki  Joëlle Léandre. Każda z płyt to jedna długa kompozycja. Pierwsza płyta zawiera utwór „Can You Hear Me?”, skomponowany na tentet, druga, zatytułowana po prostu „Trio” to 47-minutowe spotkanie z pianistą Johnem Tilbury i wibrafonistą Kevin’em Nortonem.
Léandre znana jest głównie jako fenomenalna kontrabasistka, występująca w kameralnych składach z tuzami free improwizacji (Steve Lacy, Derek Bailey, George Lewis). Ceniona jest też za doskonałe interpretacje komponowanych utworów na kontrabas solo (choćby Johna Cage’a i Giacinto Scelsiego). „Can You Hear Me?” to kompozytorska odsłona francuskiej artystki, w pewnym sensie wyprawa w zupełnie nowy świat, choć jednocześnie prezentacja całego spektrum zainteresowań artystki. Kompozycja powstawała cztery miesiące i została zapisana.  To novum w karierze Joëlle, bo do tej pory stanowczo preferowała real-time composing. Tentet w składzie z instrumentami smyczkowymi: Thomas Wally (skrzypce), Elaine Koene (altówka), Melissa Coleman-Zielasko (wiolonczela), Joëlle Léandre (kontrabas) oraz dętymi: Sussana Gartmayer (saksofon altowy i klarnet basowy), Boris Hauf (saksofon tenorowy, klarnet) Lorenz Raab (trąbka) Bert Mutter (puzon), uzupełnia Burkhard Stangl (gitara elektryczna) i  Kevin Norton (wibrafon i perkusja) .
Muzyka zarejestrowana na pierwszej płycie zaskakuje: trudno tu mówić o jednej estetyce, kompozycję scala raczej emocjonalność autorki i ewidentna narracyjność, wręcz teatralność  struktury. Utwór zaczyna i kończy zarejestrowany ludzki głos: rozmowy wchodzących na scenę muzyków i kończące quasi monologi. Ten zabieg pozwala zbudować swoistą intymność między wykonawcami i słuchaczem, zmienić perspektywę percepcji 50-minutowego kalejdoskopu muzycznych impresji, prezentujące różne techniki komponowania i szerokie spektrum barw i faktur. Muzyczna notacja, najbardziej czytelna w partiach kwartetu smyczkowego, znajduje swój kontrapunkt w improwizowanych partiach saksofonu i perkusji. W połowie kompozycji dynamiczne sekwencje instrumentów dętych przerywa nostalgiczne i bardzo emocjonalne solo kontrabasu Joëlle. Z muzyków tentetu wyróżnia się precyzyjna i chłodna trąbka
Lorenza Raaba oraz doskonałe improwizacje Burkharda Stangla. Jeśli szukać pojęcia definiującego te muzyczne doznania w bardzo skrótowy sposób to uderza organiczność kompozycji Joëlle. Nie ma tu przyjętych a priori ról i reguł, jest próba wyprowadzenia ich z własnych doświadczeń: dzieciństwa spędzonego na prowansalskiej wsi, doświadczeń kobiety – improwizatora w zmaskulinizowanym środowisku jazzmanów, radykalnie antywojennej postawy Joëlle. Muzyka tętni emocjami, potrzebą twórczej konfrontacji i programowym anty-formalizmem. Jest w niej siła Global Unity Orchestra, logika monochromatycznych stworów Mortona Feldmana, radość prowansalskich trubadurów i nieprzewidywalność Johna Cage’a. Dźwiękowa pocztówka z proroczego snu na leżaku rozłożonym pośrodku lawendowego pola. „Can You Hear Me?” to sprowadzone do najbardziej podstawowej wątpliwości pytanie o tożsamość i empatię, zarówno tę artystyczną, jak i w większym wymiarze międzyludzką.
Druga z płyt to imponujący hołd złożony nowojorskiej awangardzie muzycznej ubiegłego stulecia, szczególnie Mortonowi Feldmanowi. John Tilbury i Kevin Norton zbudowali przy wydatnym udziale Joëlle prototyp intymnej kameralistyki, której programowa atonalność staje się po kilku minutach łatwo przyswajalnym kodem. To ponownie bardzo organiczny i naturalny świat dźwięków, jednak diametralnie odmienny. Rozmach tentetu zastępuje delikatna mikrodynamika interakcji,
pełna wybrzmień i intrygujących pomysłów fakturalnych. Kompozycja urzeka subtelnym liryzmem, który ani przez moment nie grzeszy prostotą i naiwnością. Nie jest to bynajmniej minimalizm, bo za tą fasadą ukrywają się zwykle artyści o minimalnej wyobraźni. To ekstrakt, poziomem intensywności wypowiedzi dorównujący zdaniom z dramatów Becketta.  Improwizatorski dialog, który po kilku dniach prób znalazł ten idealny stan równowagi, który mógłby trwać wiecznie. Fenomenalne.

Olaf Piotrowski

Otwarte Forum Jazzu

Witam,
po spotkaniu na konwencji muzyki postanowiliśmy powołać listę mailową i mam nadzieję także poza internetowy byt pod nazwą Otwarte Forum Jazzu. 2 godziny panelu dyskusyjnego podczas konwencji to trochę mało by dobrze przygotować wnioski i propozycje zmian dotyczące sytuacji jazzu w Polsce dla Instytutu Muzyki i Tańca czy Ministerstwa Kultury.
Poniżej przesyłam pierwszy list który pojawił się na grupie, podsumowujący subiektywnie nasze spotkanie i zapraszający do dalszej dyskusji.
Zachęcam do dołączenia do grupy:
* Nazwa grupy: Otwarte Forum Jazzu
* Strona główna grupy: http://groups.google.com/group/otwarte-forum-jazzu
* Adres e-mail grupy otwarte-forum-jazzu@googlegroups.com
Można też napisać do mnie na facebooku załączając adres emailowy, wtedy sam dołączę osobę zainteresowaną.

Pozdrawiam,
Kajtek Prochyra

Cześć,

Marek Dusza przygotuje raport z dzisiejszego panelu. Ja chciałbym
wypunktować kilka obszarów tematycznych, których skonkretyzowaniem
powinno się moim zdaniem zająć Otwarte Forum Jazzu.

Przez Otwarte Forum Jazzu rozumiem zbiór osób - Muzyków, Promotorów,
Krytyków, Autorytety a także inne osoby zainteresowane i chcące
poświęcić swój czas i energię dla poprawienia sytuacji jazzu i
środowiska jazzowego w Polsce.

Celem Forum powinno być wypracowanie nie tyle postulatów, ile planu i
kierunków rozwoju środowiska jazzowego w Polsce, tak by ministerstwu
kultury przedłożyć wnioski nie w formie
życzeniowo - intencjonalno - wizyjnej, ale raczej: Chcemy tego i tego,
planujemy osiągnąć to tak i tak, potrzebujemy takiej i takiej pomocy
MKiDN tu, tu i tu.

Zanim przejdę do "obszarów tematycznych", chciałbym wspomnieć kilku
nieobecnych na konwencji, mam nadzieję, że niedługo obecnych na forum,
nie tylko na grupie mailowej, ale także na spotkaniach twarzą w twarz.
Myślę o:
- środowisku awangardy Mikołaju Trzasce, Raphaelu Rogińskim, Pawle
Szamburskim, Maciu Morettim, Wacławie Zimplu itd
- przedstawicielach wydawnictw płytowych, zarówno wielkich jak np.
Universal (Piotr Rzeczycki) jak i mniejszych, a budujących,
przynajmniej w pewnych kręgach, polską jazzową markę - Marek Winiarski
- Not Two, Wawrzyniec Mąkinia, Tomasz Konwent - Multikulti.

Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale, drogi przynajmniej tej pierwszej
grupy nie krzyżowały się dotąd z jazzowymi stowarzyszeniami, a
powinny, jeśli ma ono być reprezentatywne dla środowiska.

Poruszone sprawy do załatwienia:

1. Potrzebne jest stowarzyszenie muzyków jazzowych (Zbigniew Namysłowski)
1a). Kto reprezentuje środowisko jazzowe w Polsce? (Wojtek Konikiewicz)

- czy należy masowo zapisywać się do Polskiego Stowarzyszenia
Jazzowego i na tym gruncie próbować zmieniać świat, czy też należy
powołać do życia nowy byt - zaczynać od zera, bez obciążeń, ale też
bez niczego?

Wymieniam ten punkt jako pierwszy, bo wykonawcą wszystkich pozostałych
powinno być de facto stowarzyszenie zrzeszające ludzi jazzu. PSJ lub
inne.

2. Potrzebne jest stworzenie internetowej (i nie tylko),
wielojęzycznej bazy wiedzy o muzykach i jazzie w Polsce.
Każdy członek stowarzyszenia miałby poświęconą sobie podstronę, z
dyskografią, listą osiągnięć, najbliższymi koncertami, a docelowo
także zdigitalizowaną twórczością (sklep muzyczny). (Andrzej
Kalinowski)
- to dość jasne, potrzeba tylko pieniędzy i przetargu na wykonanie
serwisu, przygotowania ankiety wśród środowiska, oraz osób zajmujących
się aktualizacją strony.

3. Stowarzyszenie powinno być źródłem pomocy prawnej dla muzyków i
promotorów (A. Kalinowski)
a także miejscem, w którym można uzyskać informacje i pomoc w
pozyskiwaniu grantów z wszelkiego rodzaju funduszy polskich, unijnych,
norweskich etc.
- to chyba też dość jasne. tylko skąd wziąć pieniądze na zatrudnienie
owych specjalistów.

4. Konieczne jest otwarcie polskiego środowiska jazzowego na kontekst
europejski (udział w tagach, festiwalach, warsztatach, współpraca z
odpowiednikami stowarzyszenia w innych krajach. (A. Kalinowski)
- jak to zrobić?
- czy powinien to robić Instytut Adama Mickiewicza, jeśli tak to czy
to robi i jeśli nie wystarczająco to dlaczego?

5. Wprowadzenie na arenę europejską polskiego wydawnictwa płytowego,
promującego polskich artystów i ich współpracę z innymi twórcami (A.
Kalinowski)
np. na wzór portugalskiego Clean Feed
- jak to osiągnąć?
- skąd wziąć na to pieniądze?
- czy np. poprzez dotowanie istniejących (mimo wszystko prywatnych i
komercyjnych) wydawnictw jak Not Two czy Multikulti lub inne.

6. Odnowienie marki i przywrócenie prestiżu festiwalu Jazz Jamboree
(Paweł Kwiatkowski)
- skoro nazwa nie jest już zamknięta w sejfie, to co stoi na przeszkodzie?
- skąd wziąć na to pieniądze?
(jak rozumiem np. występując o dofinansowanie do ministerstwa i urzędu
miasta w przyszłym roku, bo w tym sprawa jest już stracona)

7. Edukacja (Marek Dusza, Włodek Pawlik i wielu innych)
- czy potrzebny jest raport o stanie edukacji jazzowej w Polsce?
- czy potrzebny jest nowy wydział jazzu? jak i gdzie?
- co jest źle i jak to zmienić?
(gigantyczny temat, chyba największy ze wszystkich i nic o nim nie wiem)

8. Potrzebny jest klub jazzowy w Warszawie (Marita Alban Juarez)
- co z Tygmontem? Czy można ożywić to miejsce?
- czy możliwe jest powstanie klubu jazzowego na warunkach wolnorynkowych?
- czy możliwe jest powstanie klubu jazzowego, którego mecenasem będzie miasto?

Docelowo mogłaby powstać "sieć" takich klubów stowarzyszenia, w której
np. zasadą mogłoby być granie za bilety, zamykanie baru na czas
koncertu, koncerty familijne o 14tej (Marita)

9. Opieka nad muzykami. Welfare.
- ubezpieczenia muzyków
- co zrobić by Dzień Szakala był tylko dodatkiem dla działań
stowarzyszenia jazzowego a nie najkonkretniejszą szansą na pomoc
muzykowi w potrzebie?
- co zrobić by zasłużeni artyści dostawali wsparcie i honory nie tylko
pośmiertnie?

10. Obecność jazzu w mediach (Maciej Karłowski)
- czy Jazz Forum spełnia swoje zadania?
- czy możliwa jest jakakolwiek ekspansja jazzu na inne anteny niż PR
II czy radioJazz.fm?
- jak promować jazz?

11. Archiwizacja, digitalizacja zbiorów (Krzysztof Sadowski)

12. Współpraca środowiska jazzowego z Instytutem Muzyki i Tańca (Piotr Rodowicz)
nie tylko w kwestii raportu i wniosków dla MKiDN ale także szerzej
patrząc w przyszłość.
- jak będzie wyglądał instytut muzyki, czy będzie przyznawał granty na
projekty jak Polski Instytut Sztuki Filmowej czy realizował inne formy
finansowego wspierania muzyki?
- na jakim poziomie będą zapadały decyzje, czy będzie np. departament
jazzu ze swoim budżetem?

13. Formy finansowania
W większości powyższych punktów sprawa rozbija się o pieniądze.
Oczywiście można ustawić się w kolejce do MKiDN i będzie to trzeba tak
czy siak zrobić, ale nie może to być wyłączne źródło finansowania
działalności stowarzyszenia. Nie wiem z czego utrzymuje się PSJ, ale
należy opracować strategię finansowania chociaż części kosztów pracy
opisanej instytucji.

14. Kolejne spotkanie.
Moim zdaniem powinniśmy spotkać się jeszcze, w jak najszerszym kręgu,
w maju, przed wakacjami, by nie stracić pół roku do października.
Symbolicznym miejscem spotkania mógłby być Tygmont,
alternatywnym Dom Kultury Praga - nie dość, że mają bardzo dobry cykl
Na Pradze Jest Jazz, to jeszcze mieszczą się 300 metrów od mojego
domu.

Chciałbym by na spotkaniu, oprócz jak największej liczby
przedstawicieli środowiska jazzowego z każdej możliwej strony, pojawił
się także ktoś z Otwartego Forum Środowisk Sztuki Tańca, które
przeszło drogę, która przed nami, czy też część drogi przeszło za nas,
bo to oni właśnie uradzili i wychodzili w ministerstwie powstanie
Instytutu Muzyki i Tańca.


Mamy więc aż 14 tematów do dyskusji, a pewnie dojdą kolejne. Plus
oczywiście kwestie związane z samym Otwartym Forum Jazzu i wszystkim
co powyżej napisałem i czego nie napisałem.
Jeśli coś przekręciłem, o czymś zapomniałem, bardzo proszę o dopisanie.

Wydaje mi się, że dla przejrzystości, mam nadzieję burzliwej i owocnej
dyskusji, proponuję następującą strategię:
Jeśli ktoś chciałby zabrać głos w wybranym temacie niech w temat
wiadomości wpisze np.
1. Kto reprezentuje środowisko jazzowe w Polsce?
Wiadomość o takim temacie wysyła na adres grupy czyli
otwarte-forum-jazzu@googlegroups.com
Wiadomość ta trafi do wszystkich z naszej listy.
Kolejne głosy w tym temacie niech będą odpowiedzią na tamtą wiadomość.
W razie czego spróbuję jakoś na bieżąco udrażniać przepływ informacji.

Równolegle zamieszczam powyższy tekst na facebookowej grupie: Co się
dzieje z polskim jazzem?
https://www.facebook.com/home.php?sk=group_165135820189250

Pozdrawiam,
do przeczytania, do zobaczenia,
Kajtek Prochyra
http://klimatumiarkowanycieply.blogspot.com

CLEAN FEED - PREMIERY



 




DANIEL LEVIN
INNER LANDSCAPE

Daniel Levin (cel)
 


RALPH ALESSI AND THIS AGAINST THAT
WIRY STRONG

Andy Milne (p),
Drew Gress (b),
Mark Ferber (d),
Ralph Alessi (t),
Ravi Coltrane (sax),
 




BRUNO CHEVILLON / TIM BERNE
OLD AND UNWISE

Bruno Chevillon (b),
Tim Berne (as)
 



MICHAEL DESSEN TRIO2
FORGET THE PIXEL

Christopher Tordini (b),
Dan Weiss (d),
Michael Dessen (tb)
 



BASSDRUMBONE
THE OTHER PARADE

Gerry Hemingway (d),
Mark Helias (b),
Ray Anderson (tb)

sobota, 14 maja 2011

Arrigo Cappelletti / Andrea Massaria / Nicola Stranieri / Mat Maneri "Metamorphosis", Leo Records, 2011



Arrigo Cappelletti (piano),
Andrea Massaria (guitarra),
Nicola Stranieri (batería),
Mat Maneri (viola)

Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2011





Po wpisaniu w wyszukiwarkę internetową takich nazwisk jak Cappelletti, Massaria czy Stranieri - uprzednio zaznaczając, iż interesuje nas tylko obszar polskojęzyczny - poza "Impropozycją" chyba nie znajdziemy nic. Z Manerim jest już zdecydowanie lepiej. Właśnie przy tego rodzaju projektach ujawnia się potrzeba, sens i cel istnienia takich blogów, jak ten tu oto.
Materiał wypełniający "Metamorphosis" nagrano w listopadzie 2010 roku w Trieście we Włoszech, w bardzo dobrym, profesjonalnym studio Casa della Musica. Poszczególne dźwięki wyeksponowane są wybornie, tak iż żaden, nawet najbardziej wybredny audiofil, nie będzie kręcił swoim krytycznym nosem (czytaj: uchem). Muzyka niemalże w całości została skomponowana przez dwóch panów: Arrigo Cappelletti i Andrea Massaria, wyjątkiem są dwie kompozycje, czwarta (Carla Bley) i piąta (Erik Satie) - bardzo piękna, "romantyczna". Wyraźnie słychać na tej płycie, że notacja nie pełni tutaj czegoś w rodzaju pretekstu do mniej lub bardziej zaawansowanych improwizacji, raczej stanowi trzon żelaznej konsekwencji, z którą muzycy realizują to, co w niej zostało założone. Aczkolwiek nie znaczy to, jakoby muzyka na tym krążku była nudna czy też przewidywalna, wręcz przeciwnie, mamy tutaj do czynienia z niebanalnym i rzadkim połączeniem wyszukanego dowcipu, żartu i lekkości w podejściu do kompozycyjnych tematów z ogłębnie przemyślanym porządkiem. Żelazna konsekwencja owszem, ale z mocno przymrużonym okiem. Ogólnie rzecz biorąc jest to muzyka eksperymentalna, przy czym eksperymentuje się tu raczej z formą niż z brzmieniem, a właściwą przestrzenią dla tych poszukiwań jest świat mikro-dźwięków, w tym przypadku penetrowany nie tylko przez mikrotonalność Mata Maneriego, ale przez cały kwartet. Wiele tutaj kontrapunktowości, interakcji, snujących się a'la ECM opowieści, nikomu tu się nie spieszy, choć nie brak i żywszych momentów, odrobinę filingujących, ale przede wszystkim powietrze!... Jest go tutaj mnóstwo! Często spotkamy się na tej płycie z wolno, jakby od niechcenia, chłodno rozpoczynającą się konstrukcją sonorystyczną, która rozwinie się później w gęstą, złożoną, pełną emocji strukturę dźwiękową. W ogóle sposób budowania dramaturgii poszczególnych utworów jest tutaj imponujący. Jest to jedna z tych stylistyk muzycznych, o których nie sposób orzec, czym w istocie są - i wcale nie trzeba tego orzekać, trzeba słuchać, słuchać, słuchać...
Bardzo dobra muzyka, bez nadęcia, wiele poszukiwań, ciekawe budowanie napięcia, bez nadmiernego pośpiechu, z wolna rodzi się nastrój, który w tym projekcie odgrywa niepoślednią rolę. No i język, własny język tego kwartetu, coś, co w wielu przypadkach wymaga lat wspólnej pracy - tutaj pojawia się w sposób naturalny, jakby od niechcenia, a jednak urzeka niepowtarzalną swoistością, głębokim, chciało by się rzec, podprogowym rozumieniem między muzykami. Zapewne nie każdemu spodoba się ta płyta, prawdopodobnie wymaga od słuchacza pewnego przygotowania i odrobiny zaangażowania, może trzeba do niej usiąść kilka razy - myślę, że warto spróbować.

Andrzej Podgórski

sobota, 7 maja 2011

FUTURA MARGE - PREMIERA


PAUL VAN GYSEGEM SEXTET
AORTA
Patrick De Groote (trompette, bugle),
Nolle Neels (saxophone ténor),
Ronald Lecourt (vibraphone),
Jasper Van ’t Hof (piano),
Paul Van Gysegem (contrebasse)
Pierre Courbois (batterie)

ART OF IMPROVISATION MEETING, Wrocław 3-4.06.2011!


PROGRAM:

3.06.2011 r. - koncerty/Centrum Kultury AGORA
● godz. 20:00 FRYDRYK/LEBIK (EMERGE, Polska) + GABRIEL FERRANDINI, HERNANI FAUSTINO (RED TRIO, Portugalia)
● godz. 21:30 SLUG DUO (Polska) + KAZUHISA UCHIHASHI (Japonia)
● godz. 23:00-00.30 SCHLIPPENBACH TRIO/Alexander von Schlippenbach/Rudi Mahall/Paul Lovens (Niemcy)

4.06.2011 - jam session/Przestrzeń Muzyczna PUZZLE
● godz. 20:00 - 00.00
Przejście Garncarskie 2 | (2 piętro)

czwartek, 5 maja 2011

BO'WEAVIL RECORDINGS - PREMIERY



 



OREN AMBARCHI & ROBBIE AVENAIM
DREAM REQUEST


LP

http://www.boweavilrecordings.com/mp3s/dreamrequestpt1.mp3
 

Grachan Moncur III "Evolution", Blue Note, 1963


Grachan Moncur III - tb
Bob Cranshaw - b
Tony Williams - dr
Jackie McLean - as
Lee Morgan - tp
Bobby Hutcherson - vib

Wytwórnia: Blue Note
Rok wydania: 1963



Łacińskie przysłowie "Ars longa, vita brevis" można przetłumaczyć na polski "Życie krótkie, a nauka długa". Tyle jest rzeczy na świecie wartych poznania, wręcz niezbędnych ku temu, by dobrze zrozumieć to i owo, a czasu mało, zbyt mało. Nie inaczej jest z jazzem, chcieć poznać wszystko to droga donikąd, zanim człowiek dojdzie do końca, to po pierwsze osiwieje ze zmartwienia i starości, umrze z głodu, a przede wszystkim w międzyczasie i tak nagrają tyle płyt, że okaże się ten wysiłek syzyfową pracą. Dlatego jeśli chcecie poznać dobrze jazz, uchwycić jego esencję, a jednocześnie dobrze się bawić, to warto się skoncentrować na muzyce, która powstała w okresie przemian w jazzie, wyznaczała nowe kierunki, odświeżała atmosferę.

Recepta wydaje się prosta, ale wcale nie tak łatwo wprowadzić ją w życie! Bo na przykład zadam pytanie: co dzisiaj jest nośnikiem zmian w jazzie? Kto pcha go na nieznane tory? Co należy posłuchać, żeby otworzyć sobie nowe horyzonty i jednocześnie zachwycić się pięknem? Oj, nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, może jakieś sugestie? Odpowiedzieć nie jest łatwo, bo zmiany w jazzie następują najczęściej na zasadzie ewolucyjnej (oczywiste nawiązanie do tytułu albumu Moncura), to znaczy, zmiany te są prawie niezauważalne, z wolna kumulują się i, często niepostrzeżenie, pojawia się nowa jakość!

Nie inaczej jest z tym fantastycznym albumem jaki Grahan Moncur III nagrał w 1963 roku dla Blue Note. Po pierwsze, Moncur jest puzonistą, a dźwięk tego instrumentu nie jest znów aż taki częsty w jazzie. Pamiętamy oczywiście takie nazwiska jak Curtis Fuller, Steve Turre, Roswell Rudd czy Bob Brookmeyer, ale Grahan Moncur ma z ich wszystkich nabardziej przestrzenny ton, najlepiej udało mu się opanować twardą i ostrą naturę dźwięku jaki wydaje puzon i wkomponować go w grę innych instrumentów, a nawet w ciszę...

Po drugie, oprócz Moncura na tej płycie pojawia się towarzystwo jakim nie pogardziłby żaden jazzman na tym globie, bo na trąbce gra niezrównany Lee Morgan, na alcie Jackie McLean (to właśnie dzięki jest kapitalnej płycie "Destination Out!" zwróciłem niegdyś uwagę na pojawiającego się na niej Moncura), zjawiskowy Bobby Hutcherson (który udowadnia tu, że wyśmienity wibrafonista może swobodnie zastąpić wydawałoby się nieodzownego pianistę w klasycznym składzie jazzowego kwintetu), solidny Bob Crenshaw na basie i Tony Williams, podówczas niespełnia 18-letni, którego zaraz po tym nagraniu ukradł Moncurowi sam Davis (z którym nagrał wydaną w tym samym roku płytę "Seven Steps To Heaven").

Po trzecie i najważniejsze, muzyka na tej płycie, podobnie jak na "Birth Of The Cool", "Kind Of Blue, "Bitches Brew" Milesa Davisa, "A Love Supreme", "Ascension" Johna Coltrane'a, "Free Jazz" Ornette'a Colemana, "Out To Lunch" Erica Dolphy'ego czy "Free Fall" Jimmy'ego Giuffre odzwierciedla DOKŁADNIE ten moment zmiany, gdy jazz zrzucał skórę i spod starej, która jeszcze jest obecna, widać już nową, wilgotną, miękką, która będzie przyszłością tej muzyki. W przypadku tej płyty muzycy opuszczają dobrze nam znane hardbopowe tory, by otworzyć przed nami szeroki widnokrąg muzyki free, ale właśnie najciekawsze jest to, że słychać dobrze JEDNO I DRUGIE. Koniecznie posłuchajcie tej muzyki!

Maciej Nowotny
http://kochamjazz.blox.pl/

wtorek, 3 maja 2011

Triangulation (Bruno Amstad / Christy Doran / John Wolf Brennan / Patrice Héral) "Whirligigs", Leo Records, 2010


Bruno Amstad: voice, subcontrabass voice, loops
Christy Doran: g, loops and fx
John Wolf Brennan: p, organ, e-piano, clavinet, melódica, acc., indian harmonium
Patrice Héral: perc, loops, voice

Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2010



Triangulation to irlandzko-szwajcarsko-francuski kwartet, którego dokonania są równie eklektyczne i zróżnicowane, jak pochodzenie tworzących go muzyków. Na „Whirligigs” dosłuchałem się elementów jazzu, funku, tango i szeroko rozumianej muzyki etnicznej, a także kilku stylów z pogranicza tzw. nowych brzmień: dubu, ambientu, hip-hopu itp. Przy czym wpływy te manifestują się na zupełnie różnych poziomach: czasem w rytmie, czasem w linii melodycznej, a czasem w aranżacjach. W efekcie otrzymujemy muzyczną hybrydę, która zaciera granice między gatunkami i wymyka się wszelkim klasyfikacjom.

Oczywiście, podejście do materii dźwiękowej oparte na skłonnościach do transgresji gatunkowej i twórczej dekonstrukcji nie jest w historii jazzu niczym nowym. Być może na „Whirligigs” pojawiają się więc delikatne echa projektów Zorna i Laswella, czy już nieco zapomnianych grup związanych z Knitting Factory, jak Ponga i Harriet Tubman, ale to też raczej dość ogólnikowe wskazanie kierunku, w którym podąża grupa niż specyfikacja zawartej na tej płycie muzyki. Zapewne można by to wszystko rozebrać na części pierwsze i opisać, ale zabieg ten byłby z góry pozbawiony sensu. Cała radość obcowania z tym materiałem wynika właśnie z jego różnorodności i eklektyzmu, dzięki którym rozsadza istniejące formy.

Choć podstawowy skład obejmuje przede wszystkim wokal, gitarę, fortepian i perkusję, to każdy z tych instrumentów wykorzystywany jest na wiele różnych sposobów i często przetwarzany przy pomocy elektroniki. Dla przykładu, wokalista Bruno Amstad sięga po bardzo bogaty zestaw środków ekspresji: od technik beatboxerskich, przez zaśpiewy etniczne po pracę z oddechem i zabawy głosem a’la McFerrin. Do tego miksuje i zapętla własny wokal, tworząc po kilka nakładających się na siebie ścieżek. Niewątpliwie to właśnie on w dużym stopniu nadaje charakter całości, ale pozostali muzycy również wykazują się dużym potencjałem kreatywności i pomysłowości. Efekty owego bricolage’u są świeże i intrygujące. Muzyka ma przede wszystkim świetny groove, jest lekka i pogodna, a zarazem zaskakuje pomysłowymi zestawieniami i aranżacjami, dostarczając wiele satysfakcji także przy uważnym słuchaniu. Kwartet posiada umiejętność bezkolizyjnego łączenia elementów z różnych porządków w nową, spójną całość, tak że nawet mimo przesadnej długości krążka, słucha się go całkiem nieźle. Oczywiście, „Whirligigs” nie jest płytą, którą poleciłbym jazzowym purystom, ale na pewno ma potencjał by zainteresować miłośników nieortodoksyjnych poszukiwań z pogranicza muzycznych światów.

Artur Szarecki

poniedziałek, 2 maja 2011

AMM, czyli subiektywny przewodnik po tegorocznych zakupach free and improv, część 2

Jeśli ktokolwiek chciałby podjąć się karkołomnego i nikomu w sumie niepotrzebnego procesu wyboru najbardziej ponadgatunkowej formacji muzyki współczesnej (współcześnie pojmowanej), to popełniłby błąd najmniejszy wskazując na kolektyw AMM.
Nie czas tu, nie miejsce na rys historyczny, wszakże konieczne jest wymienienie przynajmniej trzech nazwisk jego głównych kreatorów – Keitha Rowe, Eddie’go Prevosta i Johna Tilbury (oczywiście nie zapominamy o ojcu chrzestnym formacji – Corneliusie Cardew, ale ponieważ w tym roku mija 30 rocznica jego śmierci, a muzykę AMM tworzył jedynie w jej okresie prenatalnym, możemy przejść nad jego postacią do porządku dziennego).
Ponadgatunkowy walor muzyki AMM wynika w głównej mierze z osobowości jej twórców i ich muzycznych fascynacji.  Keith Rowe to stały i wytrwały eksplorator możliwości sonorystycznych gitary elektrycznej (w bardzo „elektronicznym” kierunku), John Tilbury najbliższy jest spuściźnie Cardew i śmiało możemy go umieścić w katalogu pianistów muzyki współczesnej (w duchu dość precyzyjnie pojmowanego minimalizmu), zaś Eddie Prevost (z historycznego punktu widzenia, postać najważniejsza) najbliższy jest estetyce jazzowej, czy parajazzowej, choć w jego grze na perkusji czuję mocno … rockowy, z lekka transowy sznyt. Wszyscy zaś Panowie mają jeden generalny pomysł na tworzenie muzyki – improwizację, czyli element dla nas w tym miejscu decydujący i uszlachetniający wszelkie wysiłki muzyczne spod znaku AMM.

Wszakże wracając do punktu wyjścia, czyli omawiania moich tegorocznych zakupów….AMM „The Inexhaustible Document” (Matchless 1994), materiał nagrany w roku 1987, nagrany w żelaznym trio, wspomaganym przez wiolonczelistę Rohana De Saram. Muzyka, jak większość w dorobku AMM powstała na żywo, w Londynie i uroczo snuje nam się od ucha do ucha, powodując, iż rzeczywistość za oknem zdaje się elementem całkowicie zbytecznym. Jak już kiedyś napisałem – ta muzyka trwa i tylko to jest pewne w kontekście zdarzeń dźwiękowych, jakie do nas docierają.

Waszą szczególną uwagę chciałem zwrócić na inne wydawnictwo związane z AMM, a mianowicie na “That mysterious forest below London Bridge” (Matchless 2007). To relacja z koncertu, jaki odbył się w listopadzie 2006r. w Londynie. Płyta zawiera trzy długie, ponad 20 minutowe preparacje dźwiękowe trzech formacji – na początek kwartet w składzie Tom Chant (ss, ts), Ross Lambert (g), Sebastian Lexer (p, lp) i Matt Milton (v), potem trio - Jamie Coleman (tp) , Mark Wastell (indian harmonium) i Seymour Wright (as), a na sam koniec AMM w swej najbardziej współczesnej edycji, czyli duo Eddie Prevost (dr), John Tilbury (p). Trzy przepiękne improwizacje, które choć często balansują na pograniczu ciszy, stanowią idealne połączenie ciekawych improwizowanych preparacji dźwiękowych (na myśl musi nam przyjść np. katalog wytwórni Another Timbre) i klasycznego freely improvised music. Podczas, gdy w tym pierwszym nurcie czasami brakuje mi odrobiny emocji (wciąż szukamy tego jedynego dźwięku, i to uzasadnia każdy rodzaj podróży), a w drugim pojawiają się próby zbyt jazzowego frazowania, by nie rzec – ciągoty od banalnego swingowania, muzyka z Tajemniczego Lasu Nieopodal Mostu Londyńskiego jawi się wydawnictwem szczególnym. Dodatkowo zapewne – trudno dostępnym, bo choć wydawnictwo jest absolutnie katalogowe, to jednak już sama ubogość okładki powoduje, że całość postrzegamy nieco offowo. Tu odsyłam po szczegóły:
http://www.matchlessrecordings.com/mysterious-forest-london-bridge
Co ciekawe, w powyższym trójpaku improwizacje głównych bohaterów tego odcinka mojego pamiętnika, zdały mi się najmniej frapujące. Może lepiej odesłać słuchaczy do polskiego koncertu Prevosta i Tilbury’ego, który niedawno ujrzał światło dzienne: AMM “Uncovered Correspondence: a Postcard from Jaslo” (Matchless 2010).

Czas na dwa wydawnictwa sygnowane nazwiskiem Eddiego Prevosta. Najpierw duet z czołowym pianistą angielskiego free improv – Veryanem Westonem „Concert, v. 1998” (Matchless 1998). I… wypisz, wymaluj, co napisałem akapit wyżej. Muzyka jest nieznośnie jazzowa, a duet w składzie perkusja i nieodkrywczo frazujący pianista w dawce ponad 70-minutowej zwyczajnie przynudza.
Znacznie ciekawiej dzieje się, gdy do współpracy Prevost zaprasza Jima O’Rourke, gitarzystę, znanego preparatora dźwięków tyleż ulotnych, co niebanalnych – „Third Straight Day Made Public” (Complacency 1993). Gęsta, iście pajęcza sieć mikrodźwięków w czterech odsłonach. Polecam zdecydowanie – myślę, że śmiało to spotkanie mogłoby się odbyć pod szyldem AMM (ciekawe, co na to Keith Rowe?).

A na sam koniec, klamra spinająca moje dzisiejsze opowieści o muzyce AMM - pierwsze publiczne wykonanie kompozycji Corneliusa Cardew „The Great Learning” (Bołt 2010). Od razu zastrzegam, że czuję się zbyt mały, by streścić Wam ideę tej muzyki i tegoż przedsięwzięcia. Może tylko dodam, że bardzo enigmatyczną i tajemniczą partyturę Cardew wykonują głównie muzycy amatorzy (polscy, litewscy i brytyjscy), a rezultatem ich działań jest gigantyczne czteropłytowe wydawnictwo minimalistycznej epopei z głębi rytuałów naszego człowieczeństwa u zarania wszelkiego istnienia. Trudna podróż, ale wyruszę w nią ponownie.

Andrzej Nowak

niedziela, 1 maja 2011

Kris Wanders Outfit (Johannes Bauer / Mark Sanders / Peter Jacquemyn) "In Remembrence of the Human Race", Not Two, 2011


Kris Wanders - ts
Johannes Bauer - tb
Peter Jacquemyn - b
Mark Sanders - dr

Wytwórnia: Not Two
Rok wydania: 2011





Chyba brakowało takiej pozycji w katalogu Not Two. Surowego, szorstkiego, gwałtownego, europejskiego free improv, sięgającego do korzeni gatunku. Wanders - holenderski saksofonista, wywodzący się bezpośrednio z FMPowskiego pnia, czyli z orkiestry Globe Unity Orchestra, wraz z internacjonalną śmietanką improwizatorów, w postaci Johannesa Bauera (GER), Petera Jacquemyna (BEL) i Marka Sandersa (UK), doskonale wypełniają tę lukę.
Muzyka na krążku "In Remembrence of the Human Race" to w większości bezceremonialna, soczysta ekspresja. Lider brzmieniem swojego saksofonu przypomina brotzmannowską szkołę i skupia się na rozrywaniu tonów i wydobyciu ostrych przydźwięków. Jego partie emanują tą samą siłą i agresją, tworząc chropowatą fakturę, którą doskonale kontrapunktuje dość miękki styl Bauera. Melodyczna natura Niemca wprowadza spokój i porządek, a rozkołysany sound - rytmiczny element, idealnie korespondujący ze sposobem gry Sandersa. Bębniarz ten gra bowiem gęsto, zupełnie pozagatunkowo, acz w bardzo uporządkowany sposób. Momentami szukałoby się dla niego szufladki bardziej rockowej, ale częste przesunięcia akcentów oraz bardzo frywolne podziały rytmiczne natychmiast go z niej wyciągają. Gdzieś pomiędzy nimi wszystkimi znajduje swoje miejsce Jacquemyn. Kontrabasista słuchający i otwarty, chętnie nawiązujący dialogi raz z Wandersem, raz z Bauererem, najchętniej jednak buduje pulsację, która napędza tę dwójkę.
Płyta jest mocna, aczkolwiek nie brakuje jej zwrotów akcji. Pojawiają się chwile wyciszeń, w trakcie których Wanders milknie, pozostawiając miejsce pozostałej trójce na stworzenie wspaniałych pejzaży oraz burzliwych pomruków.
Oprócz walorów muzycznych płyta jest na prawdę fajnie nagrana. Świetna lokalizacja instrumentów (nawet perkusja - chorobliwie wręcz rozciągana przez realizatorów - jest tu znośna), pozwala przy odpowiedniej głośności i zamkniętych oczach naprawdę poczuć ten koncert.

Marcin Kiciński

INTAKT RECORDS - PREMIERY



ELLIOTT SHARP CARBON
THE AGE OF CARBON

Samm Bennett, Lesli Dalaba, Ken Heer
Dave Hofstra, David Linton, M. E. Miller
Jim Mussen, Charles K. Noyes
Katie O' Looney, Zeena Parkins
Bobby Previte, Marc Sloan, Jim Staley
Jane Tomkiewicz, Joseph Trump, David Weinstein

3CD


SYLVIE COURVOISIER - MARK FELDMAN QUARTET
HÔTEL DU NORD

Sylvie Courvoisier piano
Mark Feldman violin
Thomas Morgan bass
Gerry Hemingway drums