piątek, 24 lutego 2012
Dorota (Somló Dávid / Makkai Dániel / Porteleki Áron) "Dorota", S10 Records, 2011
Somló Dávid - guitar
Makkai Dániel - bass
Porteleki Áron - drums
Wytwórnia: S10 Records
Rok wydania: 2011
Znowu podłożę się wszystkim tym, którzy uważają, że Impropozycja nie istniałaby bez bloga Stefa, ale co mi tam. (http://freejazz-stef.blogspot.com/2012/01/dorota-dorota-2011-s10-records.html)
Po pierwsze zakładam, że propozycja ta mogła umknąć Waszej uwadze, a szkoda by było, żeby przeszła niezauważona, tym bardziej gdy można ją pobrać bezpośrednio ze strony zespołu i to w wersji WAV (http://dorota.hu/album) . Po drugie jakoś trudno mi się podpisać pod porównaniami użytymi przez autora tekstu - Anantha Krishnana. A po trzecie, szukając jakichkolwiek informacji, natknąłem się na nazwisko, które powyższemu recenzentowi spokojnie mogło nic nie mówić, a dla nas- Polaków- powinno mieć znaczenie, szczególnie gdy zespół otwarcie powołuje się na inspiracje wolnością kreacji i poetyckością lektury „Wojny polsko-ruskiej” Doroty Masłowskiej.
Rezultat tych inspiracji to zadziwiająca mieszanka stylistyczna czerpiąca bardzo swobodnie, a jednocześnie wyjątkowo spójnie z różnych avantrockowych przedsięwzięć ostatnich trzech dekad. Miejscami słychać folkowe zacięcie znane z Kletka Red czy Ne Zhdali Leonida Soybelmana, miejscami czuć atmosferę Shellaca, gdzie indziej sekcja wprowadza rytmikę znaną z Tortoise. Ale to nie wszystko. Są chwile, gdy gitarzysta próbuje odtworzyć brzmieniowo niesamowity klimat „Big Gundown” Zorna, by w innym utworze złożyć delikatny hołd Massacre. By postawić kropkę nad „i”, należy jeszcze wyłowić unowocześnioną wersję przyćpanych improwizacji Grateful Dead oraz utwór inspirowany „indiańskim” Tomahawkiem „Anonymous”.
Absolutną perełką jest utwór siódmy, w którym panowie wychodzą od swobodnego improwizowania, by z olbrzymim wyczuciem przejść do wywołującej dreszcz kompozycji, jednocześnie prostej i niesamowicie przejmującej.
Muzyków charakteryzuje rzadka umiejętność grania rocka alternatywnego z niebywałym feelingiem, przez co zamiast bezładnego zlepku przeróżnych nawiązań dostajemy dojrzałą i bardzo konsekwentną formułę. Zupełnie rezygnują z indywidualnych eskapad, czy niepotrzebnego hałasowania na rzecz szukania miejsca na wtrącenie subtelnego zdobnictwa.
Słychać, że Węgrzy starają się przełożyć założenia najlepszego zespołowego freeimprovu na grunt muzyki avantrockowej i udaje im się to bez najmniejszych wątpliwości.
Marcin Kiciński
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz