niedziela, 2 stycznia 2011

Sainkho Namtchylak / Nick Sudnick "Not Quite Songs"; Sainkho Namtchylak / Wolfgang Puschnig / Paul Urbanek "Terra", Leo Records 2010

Sainkho Namtchylak to postać, której - mam nadzieję - przedstawiać nie trzeba. Jej ogromna skala oraz operowanie techniką śpiewu gardłowego i alikwotowego rodem z Tuwy połączona z artystyczną wrażliwością czyni jej śpiew narzędziem nieograniczonej wręcz ekspresji. I to niezależnie od tego, czy dane dzieło przynależy do świata muzyki folkowej, free improvisation (np. nagrania  z Evanem Parkerem czy Peterem Kowaldem) czy też flirtuje ze światem indie-popowej elektroniki a’la Bjork (płyta „Stepmother City”).  Sainkho potrafi głosem czarować, wybrzmiewać zarówno anielskim liryzmem (melodie w wysokim rejestrze, orientalnie, nosowo brzmiący głos), jak i - jakby dobywanymi z przepastnej otchłani - dźwiękami, których nie powstydziłyby się stworzenia z Gwiezdnych Wojen (z - wybaczcie trywialne skojarzenie - Jabbą na czele). Sainkho snuje swoje szamańskie opowieści krzycząc, piszcząc, skrzecząc, ale też i potrafi głosem kołysać delikatnie do snu. Jej śpiew jest charakterystyczny, jest też najważniejszą wartością jej nagrań, pewną stałą (co oznacza, że jeżeli jej wokalna sztuka nie przekonała was w innych nagraniach, tutaj zaprezentowane raczej tego nie zmienią), to co się zmienia - to kontekst. Bo orientalny, egzotyczny, eteryczny głos Sainkho, zderzając różne muzyczne stylistyki z tuwańskim śpiewem gardłowym, potrafi stworzyć efekty świeże i zaskakujące.


Sainkho Namtchylak – voice
Nick Sudnick - electro-acoustic objects, reeds, accordion, composition
"Not Quite Songs"

Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2010





Kontekst to termin kluczowy w przypadku dwóch najnowszych płyt wokalistki, które ukazały się (jak wiele poprzednich nagrań artystki) w Leo Records. „Not Quite Songs” to duet – Sainkho śpiewa (choć to określenie wydaje się jakoś zbyt ubogie w przypadku tego zjawiska), Nick Sudnick operuje instrumentami wszelakimi, zajmuje się konstrukcją elektronicznych pętli, jak i grą na żywych instrumentach. Jak wskazuje tytuł, nie są to na pewno zwykłe piosenki, ale są to jednak piosenki, formy zwarte (od 3 do 6 minut, 15 ponumerowanych „Play”). W wielu z nich pojawiają się transowe rytmy, basowe sekwencje, nieco połamane rytmy, które przywodzą mi na myśl niektóre z dokonań Toma Waitsa, choć skojarzenie to dalekie („Play 6”, „Play 9”). Inne pełne są powoli wybrzmiewających gongów, dźwięków tak dziwnych i niepokojących, jak enigmatyczny jest opis instrumentarium Nicka na płycie (patrz wyżej). Cała ta dźwiękowa gęsta plątanina dopełniana jest przez Sainkho wokalnym szamanizmem, czasem drapieżnym, czasem lirycznym, często zlewając się w jedną organiczną całość (np. w „Play 5” dźwięki instrumentu smyczkowego i głosu łączą się w sposób tak ścisły, że są niemal nieodróżnialne). Jest plemiennie, hipnotycznie, nowoczesność podkładu nie zmienia jej pierwotnego, rytualnego charakteru (np. mechaniczne, industrialne dźwięki „Play 6”). To muzyka pełna przedcywilizacyjnego, magicznego porządku, łącząca nowoczesność i pierwotność, medytacyjny bezrytm (np. „Play 12” pełen ambientowych plam dźwiękowych) i transowo-hipnotyczny groove, awangardową elektronikę i instrumenty etniczne, ramy komputerowo generowanych sekwencji i nieprzewidywalność improwizacji, naturę  i kulturę. Można by takich dychotomii wypisać jeszcze sporo, więc w skrócie: to propozycja dla każdego lubiącego, tak jak Sainkho, „podróżować między światami”.



Sainkho Namtchylak - voice
Wolfgang Puschnig – reeds
Paul Urbanek - piano
"Terra"

Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2010 




„Terra” została nagrana w trio: Sainkho, Wolfgang Puschnig, Paul Urbanek (najmniej znany więc przypomnę – fortepian). Projekt ukazuje śpiew Sainkho w konfiguracji zaskakująco mainstreamowej (nie w sensie składu instrumentalnego, ale sposobu grania). Jej orientalne linie melodyczne splatają się uroczo z partiami fortepianu (niestety ograniczających się właściwie do roli akompaniamentu, czasem romantycznego, czasem czerpiącego gdzieś z feelingu klubowego jazzu np. „Terra 4”). Jestem w stanie przeboleć często prozaiczną sztampowość gry pianisty (bluesowe frazy i klasyczny walking lewej ręki w „Terra 4” zderzone z wokalną ekwilibrystyką Sainkho intrygują, tworząc niecodzienną całość). Psuje ten album jako całość gra Wolfganga. Co prawda flet w pierwszych utworach ładnie dopełnia etniczny klimat („Terra 1”, „Terra 2”), za to jego saksofon, kiedy tylko się pojawia, poczynając od utworu trzeciego (czyli, niespodzianka, „Terra 3”) psuje całość niemiłosiernie, jest słodki, cukierkowo słodki, smooth, bez ryzyka, bez pazura, taki soul-jazzowy saksofon przepuszczony przez popowe world music.
Choć śpiew Sainkho się broni, to muzyka zbyt często ociera się o kołyszący, melodyjny banał. Początkowo zestawienie etnicznego głosu z tym akompaniamentem (np. kołysankowe „Terra 5”) wydaje się intrygujące, jednak  nie broni się zbyt dobrze: jest ładnie, jest uroczo, melodycznie i sympatycznie, jest też dość nużąco. Płyta nierówna i niestety nieudana – osoby oczekujące miłych dźwięków zrażą co bardziej odważne wokalizy, fanów Sainkho odrzuci słodkość. W tle może lecieć, ale czy naprawdę potrzebujemy więcej muzyki tła?

Płytę „Not Quite Songs” serdecznie polecam, „Terra” odradzam.

Bartek Adamczak 
Autor zaprasza na anglojęzyczny blog jazzowyalchemik.blogspot.com
Oraz audycje jazzowy alchemik w SRF (info na blogu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz