niedziela, 26 grudnia 2010
Theo Bleckmann "I Dwell In Possibility", Winter & Winter, 2010
Theo Bleckmann: voice, and autoharp, chime balls, chimes, finger cymbals, flutes, glass harp, hand-held fan, Indonesian frog buzzer, iPhone, lyre, melodica, miniature zither, nut shell shakers, rotary pan flute, shruti box, tongue drum, toy amp, toy boxes, toy megaphones, vibra tone, water bottle
Wytwórnia: Winter & Winter
Rok wydania: 2010
Z wytwórnią Winter&Winter drogi nasze rozeszły się już dość dawano. Od dłuższego czasu nie znalazłem tam czegoś, co przykułoby moją uwagę. Ba, nawet nie chce mi się za bardzo zgłębiać ich katalogu. Może są tam wartościowe dzieła, ale estetyka tej muzyki, z którą się ostatnio tam spotkałem na tyle mi jest odległa, że nie. Basta. Niegdysiejsze JMT - jak najbardziej. Obecne W&W już niekoniecznie.
Nowa płyta Theo Bleckmanna zauroczyła mnie jednak od pierwszego wysłuchania i tak już zostało do dziś.
Muzyka jest solowym przedsięwzięciem wokalisty. Sam jest tu sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Wszystkie dźwięki, wszystkie kompozycje pochodzą od niego. Genialny głos, genialna wrażliwość na dźwięk i genialna wyobraźnia. Głos Bleckanna osadzony został w różnego rodzaju nakładkach, w dźwiękach przeróżnych instrumentów, na których gra muzyk, które mają jedną cechę: jest ich stosunkowo niewiele i są przedziwnego autoramentu, nigdy jednak nie są typowe (butelki z wodą, iPhone, miniaturowa cytra, dzwonki i wiele, wiele innych), . W ten sposób powstała muzyka... niemal opierająca się na powietrzu.
Wszyscy mawiają, że jednym z najtrudniejszych zadań, jakie może sobie postawić przed sobą muzyk jest nagranie solowej płyty czy zagranie solowego koncertu i wyjść z tego obronną ręką. Sztuka ta udała się Bleckmannowi w dwójnasób co najmniej. Przede wszystkim, w tej bardzo komunikatywnej muzyce, zawarty jest artyzm. Niesamowite wręcz możliwości wokalne (choć różne od ekwilibrystyki McFerrina) wykreowały świat dźwięków, które chce się słuchać wciąż i wciąż. Homogeniczne połączenie muzycznych światów odległych od siebie o kilkaset lat, spowodowało, że powstała w ten sposób jakaś nowa jakość.
To przykład muzyki, gdzie nie tylko zostały zatarte wszelkie granice pomiędzy gatunkami, ale muzyki, która wprost każe zaprzestać szufladkowania muzyki w gatunki. Ta płyta, to doskonały przykład po prostu muzyki. Muzyki, która jest piękna i urokliwa sama w sobie. Nic dodać - nic ująć.
Słuchać, bo warto i mam nadzieję, że słuchać będzie jej można jeszcze długie lata po tym, jak przestanie już kusić nowością.
Paweł Baranowski
(pavbaranov.blogspot.com)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz