sobota, 25 grudnia 2010
Faruq Z. Bey & the Northwoods Improvisers "Emerging Field", Entropy Stereo, 2010
Faruq Z. Bey - s
Mike Carey - bcla, s
C. R. Shelton - s
Mike Gilmore - marimba,
Nick Ashton - dr
Mike Johnston - perc
Wytwórnia: Entropy Stereo
Rok wydania: 2010
Wstyd się przyznać, ale Faruq Z.Bey, muzyk istniejący na muzycznej scenie lat już niemal czterdzieści jest moim tegorocznym odkryciem. Najpierw przyszło zauroczenie dość starą już płytą zespołu Griot Galaxy "Opus Krampus" wydaną dla nieistniejącej już chyba (przynajmniej od lat nie wydaje niczego i co gorsza nikt tych nagrań też nie wznawia) wytwórni Sound Aspects. Teraz od bodaj dwu miesięcy jestem pod wrażeniem "Emergency Field".
Bey płytę nagrał z obecnym swoim zespołem Northwoods Improvisers, sekstetem o dość interesującym składzie: trzy instrumenty dęte drewniane (saksofony i klarnet basowy), marimba, bas i perkusja. Zwracam uwagę na skład, albowiem jednym z cudowniejszych aspektów tej płyty jest brzmienie tego zespołu. Miejscami niemal mistyczne. Świetna sekcja, grająca dość swobodne, choć zarazem i przewidywalnie. Nad nią zawieszone dźwięki niemal lewitującej marimby. Całość tej sekcji brzmi na wskroś źródłowo, czarno, transowo afrykańsko. Nad sekcją trzy mocne z jednej strony, z drugiej doskonale kontrolowane w dozowaniu emocji dęciaki, które opowiadają po kolei swoje długie opowieści, niekiedy tylko komentowane przez zgiełk sąsiadów.
Brzmienie, które od pewnego czasu kojarzy mi się z trawestacją credo ECM - free o stopień powyżej ciszy.
Sama muzyka? Cóż, nic nowego, a jednak ujmująca pięknem. Gdzieś odniesienia do amerykańskiej, niezależnej sceny jazzowej lat 1970. Może do Art Ensemble of Chicago? Choć to inne brzmienie, a bohaterowi tych słów życie odmieniło raczej dwóch innych muzyków: Coltrane i Sanders, to właśnie w tych rejonach mógłbym szukać jakichś inspiracji. Emerging Field jest jednak o wiele bardziej wyciszoną i poukładaną muzyką od swoich dalekich protoplastów. Nie jest tak swobodna.
Nie wiem też, czy dla wszystkich, czy wyłącznie dla mnie, jest to taka muzyka, która trafia wprost do serca, czy duszy. Kiedy sekcja rozpoczyna swój trans i dołączają się saksofony, muzyka ta jakby tkwiła we mnie od dawna. Od lat. Nawet jeszcze przede mną. Istniała już kiedy ja nastałem. Wplotłem się w jakiś kosmogoniczny sposób w te dźwięki na długo przed ich usłyszeniem. Może dlatego mam jakieś nieodparte wrażenie, że to głęboko prawdziwa muzyka. Prawdziwa w naturalny sposób. Jak przyroda, która nas otacza. W której istniejemy. Tak ja istnieję w tej muzyce.
Gorąca rekomendacja. Posłuchajcie, jeśli tylko będziecie mogli. Ręczę, że i ciekawe i bardzo komunikatywne (źródłowo, a jakże) granie.
Paweł Baranowski
(pavbaranov.blogspot.com)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W drugim utworze na płycie mamy zmodyfikowany temat z Svantetic Komedy....
OdpowiedzUsuń