poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Dave Rempis / Frank Rosaly, Wrocław, OPT, 7.04.2011

Nie lubię Dave'a Rempisa. Uważam go za najsłabsze ogniwo Vandermark 5, a jego dorobek solowy, który udało mi się poznać, uważam za niewart uwagi. Może z wyjątkiem "American Mythology" zespołu Triage. Frank Rosaly zwrócił moją uwagę głównie poprzez najnowszą płytę Scorch Trio "Melaza", gdzie dzielnie starał się zastąpić Paala Nilssena-Love. Cóż jednak z tego, skoro sama płyta jest raczej słaba i zniechęcam do jej zakupu. Co zatem zapędziło mnie do OPT na ich koncert? Chyba dobra akustyka pomieszczenia i próba wsparcia zacnej inicjatywy sprowadzania tego typu muzyków do naszego miasta. Słusznie zrobiłem, bo widownia liczyła może 25 osób.
Nie wiem co skłoniło obu panów do spróbowania sił w duecie. W pierwszym secie usilnie i skutecznie udowodniali bowiem, że nie tylko nie mają indywidualnie nic do powiedzenia, ale przede wszystkim, że nie potrafią i chyba nie chcą zestroić się ze sobą. Zalali nas za to falą niepotrzebnych i bezdusznych dźwięków, które w żaden sposób nie próbowały być muzyczne. Rempis, w swoim stylu, gęsto "wprawkował" lub serwował nam długie dźwięki, układające się w coś na kształt melodii. Wartość melodyczna jego fraz pozostawiała jednak wiele do życzenia. Rosaly starał się podążać za nim, ale bez specjalnego planu wejścia w jakąkolwiek stylistykę. Często zmieniał pałki lub same mu wypadały, a wynikiem tego była bezładna, ni to jazzowa, ni freejazzowa, ni freeimprovowa maź. Dwa długie utwory, zero pomysłu, żadnych emocji, a męka do kwadratu. W przerwie koledze z trudem udało się mnie zatrzymać.
Panowie w tym czasie uzgodnili chyba, o co im chodzi, bo po powrocie na scenę zaczęli grać jazz. I to całkiem nieźle. A pisząc 'nieźle', nie chodzi mi o walory instrumentalne - solowe, bo do nich już chyba nie uda się im mnie przekonać, ale przede wszystkim zespołowe. Bo duet to jednak ciągle zespół i fajnie jest, jak się gra ze sobą, a nie obok siebie. I przyjemność sprawia wszystkim stronom przedsięwzięcia, gdy coś zaczyna iskrzyć, bo wtedy jeden drugiego może tu podkręcić, tam stonować - zaczyna się interakcja, która w czasie koncertu na żywo ma, przynajmniej dla mnie, podstawowe znaczenie.
Nie byłem chyba jedyny w surowym odbiorze pierwszego seta, bo dopiero w drugim publiczność się ożywiła, a niemrawe oklaski z początku koncertu, zastąpiły żywsze reakcje na wzajemne nakręcanie się muzyków. Pytanie tylko, czy druga część zadośćuczyniła pierwszej. Moim zdaniem bilans i tak był ujemny. To był ostatni koncert liderującego Dave'a Rempisa, na którym byłem.

Marcin Kiciński
PS. Na Youtube są fragmenty tego koncertu. Celowo nie zamieszczam ich pod relacją, bo doszłoby do niezłego dysonansu poznawczego. Gratulacje dla montażysty ;)

4 komentarze:

  1. Rzeczywiście, do Rempisa można mieć pewne zastrzeżenia. Przyznam również, że w składzie Vandermark 5 jego gra co prawda nie razi, może nawet wygląda nieźle, ale trochę odstaje od reszty. Gdybym mieszkał we Wrocławiu lub okolicach, na pewno wybrałbym się na koncert - zupełnie z ciekawości. Również z ciekawości zapytam - ile kosztowały bilety?
    mad

    OdpowiedzUsuń
  2. To posłuchajcie sobie PT Panowie płyty z udziałem w/w wymienionego Dave Rempis'a z udziałem : Jeb Bishop -tb,Nate McBride-b,Tim Daisy -bębny pt The Engines,np.
    Byłem kiedyś w Alchemii na pierwszej edycji Resonance Project p/k K. Vandermarka, i nie uważam wcale,że D.Rempis był tam najsłabszy,w/g mnie nie za bardzo pasował tam np. Magnus Broo ze swą zachowawczą grą -ktoś mógłby powiedzieć oszczędną ,ale są granice oszczędności,albo np. Jurij Jaremczuk,który wtedy tam pasował,jak niepasujący element,akurat Rempis od tamtego końcertu sprzed kilku lat przypasował mi swiom podejściem do muzyki spod znaku avant jazz i śledzę ,na ile czas pozwoli jego nagrania ,czy występy. Ken -też ma swoje lepsze i gorsze projekty,moim zdaniem najlepiej sprawdza się w duetach z bębnami,np Tim Daisy czy Pall Nilsen-Love-byłem na ich występach w Powiększeniu i w Planie Be i było bardzo bdbe :)
    pozdrawiam
    Az

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie powiedziałbym, że Rempis w V5 odstaje. Uważam, że jest świetnym uzupełnieniem Kena i idealnie wpasował się w konwencję. Inna sprawa to sama muzyka tworzona przez zespół, ale to temat na inną dysputę. Podobnie z projektem Resonance. W II edycji to on pomagał Kenowi ogarnąć całość w Mandze i wszyscy dobrze na tym wyszli.

    Co do samego koncertu Rempisa z Rosalym, to ja akurat widziałem ich w Dragonie i był to średnio udany występ. Ale nie było też fatalnie, jak chce Marcin w recenzji. Brakowało jakiegoś porozumienia, Rosaly kozaczył, co nie zawsze było dobre, ale były też świetne momenty. Taki występ na czwórkę.

    T.Ł.

    OdpowiedzUsuń