Jako samozwańczy Kadłubek polskiego jazzu publikuję dla naszych czytelników krótkie resume tego, co się zadziało w polskim jazzie w pierwszym kwartale burzliwego 2011 roku. Skupiam się jedynie na wydawnictwach płytowych, dowodząc tym samym, że pomimo pozorów nowoczesności, jestem w istocie człowiekiem z epoki kamienia łupanego.
Końcówka 2010 roku była wprost niesamowicie dobra dla polskiego jazzu, nie pamiętam takiej od wielu, wielu lat, do tego stopnia, że jedną z płyt, która ukazała się w tym okresie, postanowiłem przerzucić na rok obecny. Jest to płyta "Zomo Hall" zespołu Foton Quartet, bardzo pozytywnie oceniona tak w Polsce, jak i na świecie. W skład zespołu wchodzą Gerard Lebik, Artur Majewski, Jakub Cywiński, Wojciech Romanowski i jeśli ktoś z Was zna wysoki poziom płyty Mikrokolektywu "Revisit" z zeszłego roku, to tutaj mamy materiał co najmniej równie ambitny i dobry jak na tamtej płycie, choć zgoła odmienny stylistycznie. Brawo!
Poza "Zomo Hall", do najciekawszych płyt początku tego roku należały głównie dokonania naszej awangardy, kompletnie niedocenianej niestety zarówno przez opiniotwórcze środowiska jazzowe (jak Jazz Forum), jak i nieświadomą jej obecności publiczność. Odnotujmy tu dwie kapitalne płyty, wydane przez kultową polską wytwórnię Not Two: "Kafka In Flight" The Resonance Ensamble nagraną oczywiście przez Kena Vandermarka z udziałem m.in. Mikołaja Trzaski i Wacława Zimpela oraz doskonałe "Last Train To The First Station", także w wykonaniu wymienionych wyżej muzyków, ale w ramach zespołu o nazwie Reed Trio.
Mnie osobiście natomiast najbardziej podobała się płyta wydana przez inne doskonałe wydawnictwo, to jest Multikulti, zatytułowana "Nuntium" - z udziałem Roberta Kusiołka, Antona Sjarova, Klausa Kugela i Ksawerego Wójcińskiego. Wyrafinowana, intelektualna, niezwykle głęboka muza rozgrywająca się na minimalistycznym i pełnym ciszy tle.
Dobrze było po awangardowej stronie jazzu, ale i mainstream trzymał się mocno. Sam początek roku okazał się być bardzo obiecujący, a to dzięki wydawnictwu Allegro, które wypuściło dwie bardzo ciekawe płyty: "A’freak-An Project" Wojciecha Staroniewicza i "Facing The Challenge" Krzysztofa Pacana. Obaj jazzmani, znani jako wspaniali sajdmeni, wyżej wymienionymi płytami zgłaszają akces do absolutnej czołówki polskiego mainstreamu, przy czym dla Staroniewicza jest to już kolejna udana autorska płyta (ostatnia z nich to kapitalne "Alternations" wydane w 2008 roku), a dla Pacana to debiut, ale świetny!
Wszystkie te płyty, chociaż doskonałe, nie należały jednak do tych najbardziej oczekiwanych przez publiczność, zatem przechodzę teraz do nagrań, o których z góry było wiadomo, że odbiją się w muzycznym światku szerokim echem. A były to:
- Roberta Majewskiego płyta "My One And Only Love", ze składem - marzeniem w osobach: Joeya Barona, Bobo Stensona i Palle Danielssona; która okazała się niestety rozczarowaniem. Nie przyniosła bowiem nic specjalnego poza zbiorem dość jednostajnie brzmiących ballad, zagranych, co prawda, na kosmicznie wysokim poziomie.
- RGG - moje ulubione polskie cool jazz trio w osobach: Przemysława Raminiaka, Macieja Garbowskiego i Krzysztofa Gradziuka, których płytę "Unfinished Story", poświęconą Mieczysławowi Koszowi, uważam za jedno z arcydzieł polskiego jazzu; nagrało album "One". Jest on, otwarcie mówiąc, słaby, jeśli go porównać z tym, co grali jeszcze kilka lat temu. Pomimo tego uważam ten album za pozycję obowiązkową dla każdego wielbiciela polskiego jazzu, a część słuchaczy, która bardziej lubi klimaty lżejsze i melodyjne w jazzie, będzie nią po prostu zachwycona.
- Trio Marcina Wasilewskiego, nagrywa dla legendarnego wydawnictwa ECM i jest najbardziej znanym polskim zespołem jazzowym (Tomasz Stańko to zupełnie osobna historia). Płyta "Faithful" jest krokiem do przodu w stosunku do ich poprzednich dokonań, podjęciem bardzo subtelnego flirtu z jazzową awangardą i, choć nie jest to może "giant step", tym niemniej mnie się ta płyta podoba.
- Contemporary Noise Sextet braci Kapsa jest bez wątpienia jednym z najciekawszych zespołów około-jazzowych. Niestety najnowszy – trzeci album tej formacji pt: "Ghostwriter's Joke", niezbyt przypadł mi do gustu, z racji czytelnych nawiązań do postpunkowej stylistyki innego zespołu, jaki tworzyli niegdyś muzycy tej formacji, czyli Something Like Elvis. Znacznie bardziej wolę ich wcześniejsze dokonania, to jest "Pig In Gentleman" i "Unaffected Thought Flow" - przy czym, podkreślam, jest to typowo jazzowy punkt widzenia starego ramola.
- Wojtek Mazolewski, w ramach swojego kwintetu, nagrał płytę "Smell Like Tape Spirit", na którą wielu kręci nosem, podobnie jak na ostatnią płytę "Monster Of Jazz" innej formacji tego niezwykle uzdolnionego muzyka, czyli Pink Freud. Natomiast w mojej opinii jest to bardzo dobry album , bo przynosi kolejny krok naprzód w rozwoju Mazolewskiego, który konsekwentnie rozszerza pole swoich muzycznych zainteresowań, tym razem eksplorując czysto jazzowe, wręcz bopowe klimaty.
I tyle! Ciekawi mnie jak ocenicie początek tego roku: czy działo się dużo czy zbyt mało? Jedno jest pewne: Polish jazz is not dead!
Maciej Nowotny
kochamjazz.blox.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz