niedziela, 3 kwietnia 2011

SEKSTETT (Frode Gjerstad / Håvard Skaset / Lene Grenager / Hilde Sofie Tafjord / Børre Mølstad / Guro Skumsnes Moe); BAY / OSLO MIRROR TRIO (Guro Skumsenes Moe / Havard Skaset / Kyrre Laastad / Tony Dryer / Ava Mendoza / Jacob Felix Heule); Conrad Sound, 2010

Jeśli improwizacja jest - jak chciał Derek Bailey - „muzykowaniem”, to norweska wytwórnia Conrad Sound opublikowała dwie płyty będące sublimacją tego zjawiska w estetykę noise, z zupełnym pominięciem form wprost lub około jazzowych. Jakiekolwiek próby poszukiwania brzmieniowych analogii do nawet najbardziej wyzwolonych form jazzu mają tu mocno wątpliwy sens. Jeśli już koniecznie szukać punktów zaczepienia, to może należałoby się wybrać w podróż do Bejrutu, w którym wytwórnia Al Maslakh przekonująco udowadnia, że improwizacja jest pierwotną formą muzycznej ekspresji, a trąbka Mazena Kerbaja nie jest ani pierwszą, ani żadną z kolejnych pochodnych Milesa Davisa.


 Sekstett tworzą muzycy skandynawscy, z których najbardziej znanym jest saksofonista i klarnecista Frode Gjerstad. Na tej płycie gra wyłącznie na klarnetach. Zresztą instrumentacja tego nagrania to pierwsze zaskoczenie: Håvard Skaset (gitara), Lene Grenager (wiolonczela), Hild Sofie Tafjord (rożek francuski) Børre Mølstad (tuba) i Guro Skumsnes Moe (kontrabas) to pełny skład tego osobliwego sekstetu, którego twórcy, numerując utwory w konwencji 6.1 – 6.5, wykluczyli grę w tytułowe skojarzenia. Kolejność utworów nie jest jednak przypadkowa, płyta ma czytelną dramaturgię, budowaną na stopniowym zagęszczaniu muzycznej faktury. 6.1 zasadza się na przestrzennym rusztowaniu ze strun kontrabasu, na którym lokują się pozostałe instrumenty, eksponując własne barwy. 6.2 to ekspedycja w ekstrema rejestrów i możliwości sonorystycznych, proces abstrahowania brzmień, zrzucania gorsetu sonicznych możliwości i wykonawczych kagańców. Kolejne utwory utrwalają wrażenia poszukiwania meta-dźwięku na rubieżach tradycyjnych technik wykonawczych. Faktura utworów zagęszcza się, świat dysonansów tworzy własną, uwodzicielską aurę muzycznych abstrakcji. Finałowy utwór znów zasadza się na kontrabasie, wokół którego pozostali wykonawcy budują swoiste unisono partii solowych, bez prób dominacji i prób powrotu w bardziej rozpoznawalne muzycznie konteksty. Następuje niemal naturalna symbioza dźwięków wyobcowanych. Niepokojąca i zaskakująco spójna. Muzyczny odpowiednik wypraw w podwodne światy Jacques-Yves’a Cousteau. Atrakcyjny i barwny, choć w pewien sposób obcy.


Bay / Oslo Mirror Trio to również sekstet, choć zgodnie z tytułem będący zestawieniem dwóch instrumentalnie lustrzanych formacji: Guro Skumsenes Moe, Havard Skaset and Kyrre Laastad (bas, gitara perkusja) reprezentują Oslo, Tony Dryer, Ava Mendoza i Jacob Felix Heule pochodzą z Kalifornii. Płyta jest bardziej monolityczna brzmieniowo, choć nadal instrumentem formującym zręby kompozycji jest bas. Tak jest w otwierającym całość utworze H1, podobnie w kolejnym V3. W H3 instrumenty perkusyjne ingerują w ustaloną percepcję słuchacza sekwencjami nieokreślonych dźwięków, dominując całkowicie. To ścieżka perkusyjnych tyrad wydeptana przez Paula Lyttona i Tony Oxley’a. Budowanie struktur rytmicznych schodzi na dalszy plan, z korzyścią dla eksponowania barw i unikalnych zestawień fakturalnych. Gitary tworzą ciekawy brzmieniowo kontrapunkt, zresztą fakt dublowania obsady instrumentalnej jest źródłem napięcia i twórczej inspiracji na całym krążku. Finałowy V5 to utwór znacznie dłuższy od wszystkich poprzedzających go stosunkowo krótkich, 2-4 minutowych, mocno skompresowanych kompozycji. Rozpoczyna się wolnym tempem, stopniowo zagęszczając. Czas jest tu wykorzystywany w zupełnie inny sposób, dając wrażenie większej przestrzeni i zapewniając jednocześnie nieco surrealistyczny relaks. Wybrzmiewa stopniowo, pozostawiając wrażenie odnalezienia przez muzyków improwizacyjnej mantry, ukształtowania spójnego świata dźwięku na przecięciu z kalifornijskich i norweskich ingrediencji.

Obie płyty łączy nieodparta chęć poszukiwania muzycznych światów równoległych, nowych rzeczywistości, kreowanych wskutek zderzenia odmiennych wyobraźni w procesie wspólnego „muzykowania”, kiedy nie możesz być pewien własnych reakcji na muzyczną ekspresję partnera.  To improwizacyjne science fiction, którego wielkim urokiem jest możliwość podglądania procesu powstawania. Warto. 

Olaf Piotrowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz