wtorek, 14 czerwca 2011

Matana Roberts "Coin Coin Chapter One: Gens de Couleur Libres", Constellation Records, 2011

Matana Roberts: reeds/voice; Gitanjali Jain: voice; David Ryshpan: p/org.; Nicolas Caloia: cello; Ellwood Epps: tp; Brian Lipson: bass tp; Fred Bazil: ts; Jason Sharp: bs; Hraïr Hratchian: doudouk; Xarah Dion: prepared g; Marie Davidson: viol.; Josh Zubot: viol.; Lisa Gamble: musical saw; Thierry Amar: b; Jonah Fortune: b; David Payant: dr/vib

Wytwórnia: Constellation Records
Rok wydania: 2011



Nie sposób opowiedzieć o nowym albumie Matany Roberts w kilku słowach. „Coin Coin Chapter One: Gens de Couleur Libres” to bowiem pierwsza część obszernego i złożonego konceptu, obejmującego, obok samej muzyki, także tekst i teatr. Momentami całość wydaje się wręcz przytłaczająca mnogością zawartych w niej wątków, odniesień i symboli. Jednakże w tym bogactwie leży też źródło mojej głębokiej fascynacji tą płytą. Niewątpliwie będę rozpracowywał ją jeszcze przez długi czas; poniżej natomiast znajduje się kilka uwag wprowadzających w świat duchów i zjaw z przeszłości, którym jest przesiąknięta.

Płyta zaaranżowana jest na dwa głosy, siedem różnych instrumentów dętych, fortepian, organy, wiolonczelę, dwie pary skrzypiec i basów, preparowaną gitarę oraz rozmaite perkusjonalia. Nie zawsze jednak mamy do czynienia z brzmieniem całej tej orkiestry. Muzyka potrafi zaskoczyć zarówno swingowym rozmachem, jak i minimalistycznymi aranżacjami. Przy czym przepływ dźwięków pomiędzy tymi skrajnościami jest niezwykle harmonijny i płynny. Wypracowany przez liderkę specjalnie na potrzeby tego projektu muzyczny język, który łączy w sobie elementy tradycyjnej i graficznej notacji z wolną improwizacją, pozwala jej stworzyć koherentną całość, z równą swobodą czerpiącą z tradycji AACMu, co z nawiązań do bluesa, tradycyjnych spirituals, jak i współczesnej kompozycji. Muzyka zawarta na płycie tworzy jakby barwny patchwork, uzupełniany dodatkowo deklamacjami i śpiewem. Szczególnie w drugiej połowie płyty nacisk stopniowo przenosi się na głos, słowo i pieśń.

Jest to bowiem, jak wspominałem, album koncepcyjny, zgłębiający tematykę pamięci, tożsamości, pochodzenia i historii. Matana Roberts odtwarza drzewo genealogiczne swej rodziny aż do XVII wieku, by następnie, poprzez słowa i muzykę, opowiedzieć jej dzieje. Wątki biograficzne splatają się tu z historyczną rekonstrukcją, świadectwami oralnymi, lokalnymi podaniami, etc. A że losy potomków Afrykanów w Ameryce obfitują zarówno w cierpienie oraz udrękę, jak i nadzieję czy momenty radości, to zgłębianie „Gens de Couleur Libres” jest doświadczeniem totalnym, w równym stopniu emocjonalnie wyczerpującym, co niezwykle uwznioślającym. To nie jest płyta, której można tak po prostu słuchać. Roberts wciąga odbiorców w swój intymny świat, symbolicznie czyniąc z nich uczestników swego własnego życia i historii. Z tej relacji płynie ogromna siła.

Dlatego też, obcując z „Coin Coin Chapter One”, nie mogę przestać myśleć o innym klasycznym już albumie – „The Cry of My People” Archiego Sheppa. Nie tylko dlatego, że oba poruszają pokrewne tematy. Także ze względu na przepiękną muzykę, którą można na nich usłyszeć. Zresztą w pod pewnymi względami – w melodyjnych tematach saksofonu, aranżacjach instrumentów smyczkowych czy chórów – podobieństwa bywają wręcz uderzające. Przede wszystkim jednak, obydwie płyty stanowią przykłady muzyki zaangażowanej w świat. Nie będę po raz kolejny rozwijał tego samego argumentu, ale historia jazzu obfituje w przykłady, w których ów splot doświadczenia i dźwięku stanowił iskrę zapalną, prowadzącą do powstania dzieł pamiętnych, przesyconych duchową energią i głęboko poruszających. Nie inaczej jest tym razem.

Artur Szarecki

Coin Coin Chapter One: Gens de Couleur Libres - MATANA ROBERTS by Constellation Records

3 komentarze:

  1. Świetna płyta, przyznaję, że wywarła na mnie pioroujące wrażenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za rekomendację. Zapowiada się interesująco. Muszę spokojnie się w nią wsłuchać w domowym zaciszu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi intrygująco, ta muzyka nie pozostawia obojętnym.

    OdpowiedzUsuń