wtorek, 3 maja 2011

Triangulation (Bruno Amstad / Christy Doran / John Wolf Brennan / Patrice Héral) "Whirligigs", Leo Records, 2010


Bruno Amstad: voice, subcontrabass voice, loops
Christy Doran: g, loops and fx
John Wolf Brennan: p, organ, e-piano, clavinet, melódica, acc., indian harmonium
Patrice Héral: perc, loops, voice

Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2010



Triangulation to irlandzko-szwajcarsko-francuski kwartet, którego dokonania są równie eklektyczne i zróżnicowane, jak pochodzenie tworzących go muzyków. Na „Whirligigs” dosłuchałem się elementów jazzu, funku, tango i szeroko rozumianej muzyki etnicznej, a także kilku stylów z pogranicza tzw. nowych brzmień: dubu, ambientu, hip-hopu itp. Przy czym wpływy te manifestują się na zupełnie różnych poziomach: czasem w rytmie, czasem w linii melodycznej, a czasem w aranżacjach. W efekcie otrzymujemy muzyczną hybrydę, która zaciera granice między gatunkami i wymyka się wszelkim klasyfikacjom.

Oczywiście, podejście do materii dźwiękowej oparte na skłonnościach do transgresji gatunkowej i twórczej dekonstrukcji nie jest w historii jazzu niczym nowym. Być może na „Whirligigs” pojawiają się więc delikatne echa projektów Zorna i Laswella, czy już nieco zapomnianych grup związanych z Knitting Factory, jak Ponga i Harriet Tubman, ale to też raczej dość ogólnikowe wskazanie kierunku, w którym podąża grupa niż specyfikacja zawartej na tej płycie muzyki. Zapewne można by to wszystko rozebrać na części pierwsze i opisać, ale zabieg ten byłby z góry pozbawiony sensu. Cała radość obcowania z tym materiałem wynika właśnie z jego różnorodności i eklektyzmu, dzięki którym rozsadza istniejące formy.

Choć podstawowy skład obejmuje przede wszystkim wokal, gitarę, fortepian i perkusję, to każdy z tych instrumentów wykorzystywany jest na wiele różnych sposobów i często przetwarzany przy pomocy elektroniki. Dla przykładu, wokalista Bruno Amstad sięga po bardzo bogaty zestaw środków ekspresji: od technik beatboxerskich, przez zaśpiewy etniczne po pracę z oddechem i zabawy głosem a’la McFerrin. Do tego miksuje i zapętla własny wokal, tworząc po kilka nakładających się na siebie ścieżek. Niewątpliwie to właśnie on w dużym stopniu nadaje charakter całości, ale pozostali muzycy również wykazują się dużym potencjałem kreatywności i pomysłowości. Efekty owego bricolage’u są świeże i intrygujące. Muzyka ma przede wszystkim świetny groove, jest lekka i pogodna, a zarazem zaskakuje pomysłowymi zestawieniami i aranżacjami, dostarczając wiele satysfakcji także przy uważnym słuchaniu. Kwartet posiada umiejętność bezkolizyjnego łączenia elementów z różnych porządków w nową, spójną całość, tak że nawet mimo przesadnej długości krążka, słucha się go całkiem nieźle. Oczywiście, „Whirligigs” nie jest płytą, którą poleciłbym jazzowym purystom, ale na pewno ma potencjał by zainteresować miłośników nieortodoksyjnych poszukiwań z pogranicza muzycznych światów.

Artur Szarecki

1 komentarz:

  1. świetna płyta :) miałem przyjemność pisać o niej jakiśczas temu. chętnych zapraszam na jazzalchemist.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń