Andrea Massaria (guitarra),
Nicola Stranieri (batería),
Mat Maneri (viola)
Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2011
Po wpisaniu w wyszukiwarkę internetową takich nazwisk jak Cappelletti, Massaria czy Stranieri - uprzednio zaznaczając, iż interesuje nas tylko obszar polskojęzyczny - poza "Impropozycją" chyba nie znajdziemy nic. Z Manerim jest już zdecydowanie lepiej. Właśnie przy tego rodzaju projektach ujawnia się potrzeba, sens i cel istnienia takich blogów, jak ten tu oto.
Materiał wypełniający "Metamorphosis" nagrano w listopadzie 2010 roku w Trieście we Włoszech, w bardzo dobrym, profesjonalnym studio Casa della Musica. Poszczególne dźwięki wyeksponowane są wybornie, tak iż żaden, nawet najbardziej wybredny audiofil, nie będzie kręcił swoim krytycznym nosem (czytaj: uchem). Muzyka niemalże w całości została skomponowana przez dwóch panów: Arrigo Cappelletti i Andrea Massaria, wyjątkiem są dwie kompozycje, czwarta (Carla Bley) i piąta (Erik Satie) - bardzo piękna, "romantyczna". Wyraźnie słychać na tej płycie, że notacja nie pełni tutaj czegoś w rodzaju pretekstu do mniej lub bardziej zaawansowanych improwizacji, raczej stanowi trzon żelaznej konsekwencji, z którą muzycy realizują to, co w niej zostało założone. Aczkolwiek nie znaczy to, jakoby muzyka na tym krążku była nudna czy też przewidywalna, wręcz przeciwnie, mamy tutaj do czynienia z niebanalnym i rzadkim połączeniem wyszukanego dowcipu, żartu i lekkości w podejściu do kompozycyjnych tematów z ogłębnie przemyślanym porządkiem. Żelazna konsekwencja owszem, ale z mocno przymrużonym okiem. Ogólnie rzecz biorąc jest to muzyka eksperymentalna, przy czym eksperymentuje się tu raczej z formą niż z brzmieniem, a właściwą przestrzenią dla tych poszukiwań jest świat mikro-dźwięków, w tym przypadku penetrowany nie tylko przez mikrotonalność Mata Maneriego, ale przez cały kwartet. Wiele tutaj kontrapunktowości, interakcji, snujących się a'la ECM opowieści, nikomu tu się nie spieszy, choć nie brak i żywszych momentów, odrobinę filingujących, ale przede wszystkim powietrze!... Jest go tutaj mnóstwo! Często spotkamy się na tej płycie z wolno, jakby od niechcenia, chłodno rozpoczynającą się konstrukcją sonorystyczną, która rozwinie się później w gęstą, złożoną, pełną emocji strukturę dźwiękową. W ogóle sposób budowania dramaturgii poszczególnych utworów jest tutaj imponujący. Jest to jedna z tych stylistyk muzycznych, o których nie sposób orzec, czym w istocie są - i wcale nie trzeba tego orzekać, trzeba słuchać, słuchać, słuchać...
Bardzo dobra muzyka, bez nadęcia, wiele poszukiwań, ciekawe budowanie napięcia, bez nadmiernego pośpiechu, z wolna rodzi się nastrój, który w tym projekcie odgrywa niepoślednią rolę. No i język, własny język tego kwartetu, coś, co w wielu przypadkach wymaga lat wspólnej pracy - tutaj pojawia się w sposób naturalny, jakby od niechcenia, a jednak urzeka niepowtarzalną swoistością, głębokim, chciało by się rzec, podprogowym rozumieniem między muzykami. Zapewne nie każdemu spodoba się ta płyta, prawdopodobnie wymaga od słuchacza pewnego przygotowania i odrobiny zaangażowania, może trzeba do niej usiąść kilka razy - myślę, że warto spróbować.
Andrzej Podgórski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz