Carla Kihlstedt violin, nyckelharpa, bass harmonica, voice
Zeena Parkins accordion, keyboards, foley objects, voice
Matthias Bossi drums, percussion, sruti box, voice
The Norman Conquest sound manipulation
Wytwórnia: Intakt
Rok wydania: 2010
Każdy, kto zna dobrze przebogatą twórczość Freda Fritha, tęsknił pewnie momentami za jego folkowymi wyskokami, awanturniczymi piosenkami czy rockową dynamiką. Najnowsza płyta, zaprezentowana nam nakładem szwajcarskiej wytwórni Intakt Records, zapewne zaspokoi głód tych stylistyk na jakiś czas. Frith postanowił zawrzeć na "Ragged Atlas" sentymentalną podróż wszerz i wzdłuż własnej twórczości.
To, co mnie najbardziej urzekło na tej płycie, to kilka wspaniałych piosenek, które ewidentnie nawiązują do takich płyt, jak "Cheap of the half price" czy "Paths prints". Utwór "Falling Up (For Amanda)" to jedna z najlepszych piosenek - nie piosenek (jakby to napisał Palczewski), jakie Frith stworzył. Jest to chyba pewna reguła, że wrażliwość osób poszukujących intensywnie w bardzo niszowych gatunkach muzycznych, pozwala im się idealnie odnaleźć w muzyce, nazwijmy to, przystępnej. Wyczulenie na detal i nietuzinkowe rozwiązania kompozycyjne sprowadzają piosenkowe miniaturki do swego rodzaju mini-arcydziełek, od których trudno się uwolnić. Motyw muzyczny przykleja się do słuchacza i, mimo wewnętrznej komplikacji, odbija się echem w pamięci, każąc bez końca weryfikować zapamiętany obraz z rzeczywistym brzmieniem.
"Ragged Atlas" to jednak przede wszystkim 13 utworów, z czego większość nawiązuje do wczesnych instrumentalnych płyt Fritha spod znaku "Gravity" czy jego kwartetów. Dobrze dobrany skład, złożony m.in. z ze sprawdzonej niedawno Carli Kihlstedt i weteranki awangardy - Zeeny Parkins, pozwolił Frithowi poluzować granice wyobraźni, czy raczej pamięci, i odtworzyć klimat własnej twórczości z lat '80 i '90.
Być może brakuje trochę nawiązań do wspaniałego, niepokornego Skeleton Crew, choć z drugiej strony tego rodzaju uderzenie mogłoby rozbić tę płytę.
Na ten moment mamy bowiem doskonałą retrospektywę, która wprowadza w unikatowy nastrój specyficznej melodyczności Fritha, balansującej gdzieś na granicy avantfolka, rockowej kameralistyki i oryginalnej piosenki, utrzymaną w dość przystępnej formie.
Słucha się tego wybornie. Polecam.
Marcin Kiciński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz