sobota, 20 sierpnia 2011
Avram Fefer / Eric Revis / Chad Taylor "Eliyahu", Not Two, 2011
Avram Fefer - Alto, Tenor Saxes
Eric Revis - Bass
Chad Taylor - Drums
Wytwórnia: Not Two
Rok wydania: 2011
Czasem piękno potrafi być niepozorne. Skryte za fasadą „zwyczajności”, tylko delikatnie prześwituje niczym słońce zza burzowych chmur. I ten nikły blask w zupełności wystarczy, aby dać się olśnić. Na mnie tak właśnie zadziałała nowa płyta tria amerykańskiego saksofonisty Avrama Fefera, zatytułowana „Eliyahu”. To drugie wydawnictwo grupy, której składu dopełniają basista Eric Revis i perkusista Chad Taylor.
Materiał zawarty na płycie jest dość zachowawczy zarówno w formie, jak i sposobie wykonania. Żadnych improwizacyjnych szaleństw czy sonorystycznych wycieczek tu nie uświadczymy, to po prostu rzetelny i uczciwy jazz. Elegancki, melodyjny i nic ponadto. Z pozoru więc płyta prezentuje się mało efektownie, jednakże w zawartych na niej dźwiękach słychać prawdziwą pasję i przede wszystkim niesamowite wyczucie stylu. „Eliyahu” nie przypomina jeszcze jednej próby wskrzeszania zmarłych mocą ślepo zapatrzonej w przeszłość „zombie-muzyki”. Choć zabrzmi to banalnie, ta muzyka po prostu ma w sobie duszę, ów niematerialny, życiodajny pierwiastek, dzięki któremu płyta tria stała się jedną z najczęściej słuchanych przeze mnie jazzowych pozycji z tego roku.
Jej siła oparta jest na dobrych kompozycjach i wyważonej grze. Z dziewięciu zawartych na „Eliyahu” utworów, siedem jest autorstwa Fefera, dwa pozostałe – Taylora. Całość jest jednak niezwykle spójna i żaden z numerów nie odbiega stylistycznie od reszty. Słychać, że muzyka została stworzona pod ten konkretny skład i reprezentuje po prostu sposób gry, w którym grupa czuje się najlepiej. Często osadzona w przyjemnie bujającym groove sekcja może czarować smaczkami i subtelnie dawkowanymi detalami, a lider urzeka przepięknym, czystym tonem i znakomitym wyczuciem melodii. Słuchanie ich gry, głęboko przesiąkniętej jazzową tradycją a jednocześnie kreatywnej i świeżej, to prawdziwy miód na uszy. Za każdym razem, gdy włączam tę płytę, mimowolnie zapadam się w jej ciepłe brzmienie i daję ponieść zawartym na niej dźwiękom. I to w zupełności wystarczy.
Artur Szarecki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz