wtorek, 5 lipca 2011

Scoolptures (Nicola Negrini / Achille Succi / Philippe "Pipon" Garcia / Antonio Della Marina) "White Sickness", Leo Records, 2011


Nicola Negrini - b, metallophone, live electronics
Achille Succi - bcla, as
Philippe "Pipon" Garcia - dr, live electronics
Antonio Della Marina - sinewaves, live electronics

Wytwórnia: Leo Records
Rok wydania: 2011




Włoska scena improwizowana należy chyba do najbardziej zaniedbanych w naszym kraju, na pewno zaniedbana jest przeze mnie. Dziwne to trochę, bo przecież muzyka z Italii stanowi trzon rozwoju muzyki europejskiej nie tylko dawnej, ale także tej, z perspektywy zainteresowania improwizacją, istotniejszej, czyli XX wiecznej. Dziwne tym bardziej, że jako protoplastów europejskiego freeimprovu, oprócz brytyjskiego AMM jednym tchem wymienia się przecież włoskie Gruppo Di Improvvisazione Nuova Consonanza (nota bene projekt, w którym swe muzyczne podboje zaczynał znany nam ze zdecydowanie bardziej kompozycyjnego oblicza Ennio Morricone), czyli powinno się przecież zwracać na ten kraj szczególną uwagę.

Należy zatem pokłonić się przed Leo Feiginem z Leo Records, który z uporem maniaka wyszukuje muzyczne ciekawostki z krajów, które - nie wiedzieć czemu - przez innych są pomijane (szczególnie chodzi właśnie o Włochy i Rosję). Jednym z takich wynalazków jest projekt Scoolptures.
"White Sickness" to drugi album zespołu i podobnie jak debiut powstał z inspiracji literackiej: wcześniej czerpali z prozy Cormaca McCarthy' ego, tym razem z Jose Saramago.
Wszędobylskie live electronics, wyczytane prawie przy każdym nazwisku na okładce tej płyty, zadziałało na mnie pierwotnie dość zniechęcająco. Jak każdy fetyszysta akustycznego brzmienia boję się trochę elektroniki, Scoolptures bardzo przyjemnie mnie jednak zaskoczyło. Na pierwszym planie mamy bowiem dość klasyczne trio, a digitalne przetworzenia stanowią tu dodatek. Nie można go jednak umniejszać. Choć za sinusoidalne tła odpowiada tu tylko Antonio Della Marina, każdy z pozostałych muzyków również ma swoje zabawki i to dzięki nim pewne partie są nakładane na siebie lub modyfikowane w bardziej lub mniej czytelny sposób. Dzięki temu otrzymujemy momentami gęstą tkankę, którą nie sposób byłoby uzyskać rękami trzech czy nawet czterech osób. Najważniejsze na tej płycie są jednak wysublimowane dialogi między kontrabasem a klarnetem, względnie saksofonem. W grze Succi'ego jest dużo czytelnych wpływów i, w zależności od używanego instrumentu, słyszymy to echa Neda Rothenberga, to Ornette'a Colemana.  Negrini gra bez pośpiechu, ale permanentnie szuka nowych dźwięków w przystającej do partnera skali. Utwory to w dużej mierze miniaturki, w ramach których ta dwójka, niczym Charlie Haden na swoich dwóch wspaniałych płytach nagranych w duetach ("Closeness Duets" / "The Golden Number") szuka ze sobą intymnego dialogu, a perkusista, choć z premedytacją ustawiający się w tle (momentami nawet względem pracy Della Mariny), błyszczy bardzo subtelną, acz niebywale trafną rytmiką. I tak po prawdzie w tym miejscu można by urwać, bo nawet bez całej reszty płyta warta byłaby uwagi, pomysłu z live electronics nie sposób jednak pominąć. Bo to naprawdę działa. Cały ten sztucznie wygenerowany świat dźwięków w jakiś niespotykany dla mnie sposób idealnie się przegryza: fale emitowane przez narzędzia Della Mariny zazębiają się ze dublowanymi i przetwarzanymi partiami instrumentu melodycznego oraz kontrabasu, i momentami tracimy rezon, co bardziej nas wciąga: czy ten znany i oswojony świat akustycznego, bardzo rzetelnego i emocjonalnego grania, czy też będąca, niczym odbicie w krzywym zwierciadle, jego odrealniona wersja.

Cieszę się niezmiernie, że "White Sickness" wpadła mi w ręce. Abstrahując bowiem od jej indywidualnych i niepodważalnych walorów, stanowi ona pomost do świata włoskiej sceny, na którą chyba najwyższy czas zwrócić uwagę. Wygląda na to, że tak jak Niemcy, Holendrzy czy Anglicy, tak i Włosi mogą serwować nam swój charakterystyczny sound i, jeśli mnie intuicja nie myli, będzie on obfitować w krocie wspaniałych inspiracji, o które we włoskiej tradycji muzycznej przecież nietrudno.

Marcin Kiciński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz