niedziela, 1 stycznia 2012

Ehran Elisha & Roy Campbell "Watching Cartoons With Eddie", Outnow Recordings, 2011



Ehran Elisha - dr
Roy Campbell - tp

Wytwórnia: Outnow Recordings
Rok wydania: 2011






Duet perkusisty z trębaczem to w szeroko rozumianej muzyce jazzowej zjawisko znane od wielu dekad. Przeważnie są to projekty o charakterze nowatorskim, eksperymenty mniej lub bardziej udane, improwizacje niejednokrotnie doprowadzone do granic komunikatywności, próby wprowadzenia innowacji brzmieniowych, zabawa z formą i tym podobne. Rzadko zdarza się, aby w tak skromnym składzie, w sposób tak bezpośredni, muzycy nawiązywali do tradycji. W „Watching Cartoons With Eddzie” zabieg ten dokonany został bez wątpienia celowo – mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju „ku pamięci”, przede wszystkim ku pamięci Edwarda Blackwella i Donalda Cherrego (jednoznaczne skojarzenie z „Mu” tychże autorów samo się narzuca). Początek tytułowej kompozycji spokojnie mógłby znaleźć się na którejś z płyt The Ornette Coleman Quartet z lat sześćdziesiątych. Ehran fantastycznie wchodzi w rytmikę i styl blackwelowski, a Roy - z właściwą sobie pomysłowością -dowcipem oraz inwencją buduje kunsztowną melodykę wykrojoną iście z Cherrego. Nie oznacza to jednak, aby muzycy zatracali własną osobowość twórczą, wręcz przeciwnie: Campbell pozostaje Campbellem, a Elisha brzmi jak Elisha, wszak umiejętność świadomego korzystania z dorobku dawnych mistrzów niejednokrotnie znamionuje możliwość pojawienia się nowych jakości. Kolejnym „in memory” na tej płycie jest najdłuższa, trwająca przeszło siedemnaście minut kompozycja Campbella, która tak w stylistyce, jak i bezpośrednio w tytule ( brzmi on: For BD ) nawiązuje do postaci wybitnego, nieodżałowanego trębacza Billa Dixona. Subtelna i pełna liryzmu kompozycja, w której perkusista świetnie buduje delikatne tła dźwiękowe, wyraźnie odchodząc od stylistyki Blackwella w kierunku wyważonego stylu Maxa Roach'a. Campbell jest wspaniały: liryczny i chropawy, delikatny i precyzyjny, czuć w tym numerze wielkie skupienie i wdzięczność. W ogóle cała płyta przesycona jest atmosferą refleksyjności i zadumy, szczególnie dwa ostatnie numery: przedostatni, gdzie Roy sięga po flet i komentarz staje się zbędny... oraz October - pełna nostalgii modlitwa. Nie oznacza to jednak, iż przygniecie nas nadmiar patosu – tutaj w ogóle nie ma patosu, nadęcia czy pretensjonalności, jest za to wiele dowcipu, lekkości i poezji. Są jeszcze na tej płycie co najmniej dwa „ku pamięci”: podwójna kompozycja Elisha, poświęcona niejakiej Maxine Greene oraz wspólna kompozycja dedykowana Dizzy Gillespiemu i Maxowi Roach, utrzymana oczywiście w stylistyce be-bopu. Kapitalna płyta. Słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać!

Andrzej Podgórski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz