wtorek, 17 stycznia 2012
Aram Shelton Arrive (Jason Roebke, Jason Adasiewicz, Tim Daisy) "There Was..." Clean Feed, 2011
Aram Shelton - as
Jason Roebke - b
Jason Adasiewicz - vib
Tim Daisy - dr
Wytwórnia: Clean Feed
Rok wydania: 2011
Długo zbierałem się do napisania o tej płycie, mimo że jest ona jednym z nielicznych tegorocznych wydawnictw, do którego wracam regularnie i z niesłabnącym zachwytem. Shelton zwrócił moją uwagę swoim unikalnym, bardzo lirycznym językiem już w trio Dragons 1976. O ile jednak tamten zespół miał lekko „garażowy” charakter, tak kwartet Arrive tchnie dojrzałością i dopracowanym brzmieniem. Wyraźnie słychać także, że muzyk ten rozwinął się kompozycyjnie. Prostota i melodyjność tematów, uzupełniona nienachalnymi zwrotami dynamiki, pozostawia dużo miejsca dla swobodnej wypowiedzi zarówno samego lidera, jak i pozostałych członków zespołu. Nie ma tu żadnych napięć, raczej skupiona współpraca, która udaje się zazwyczaj, gdy zebraną grupkę osób cechuje podobna, w tym wypadku dość złożona osobowość. Przeważa liryczna zaduma, która chwilami przeradza się w lekko freejazzowe partie. Moją uwagę zwraca wibrafonista Jason Adasiewicz, który ze swojego - do niedawna uważanego przeze mnie za bezduszny (do czasu zanurzenia się w cudowny świat Bobby Hutchersona czy Walta Dickersona) - instrumentu potrafi z odpowiednią delikatnością wydobyć partie, decydujące w głównej mierze o onirycznym charakterze większości kompozycji, spośród których wyróżnia sie utwór „Frosted” - zachwycająca ballada, łącząca cudowne wybrzmiewanie instrumentów z lekką, melancholijną melodią.
Na „There Was…” doskonale pracuje sekcja. Pamiętam swój zachwyt nad Timem Daisy, gdy wraz ze swoim pojawieniem się w szeregach Vandermark 5 wniósł sporo brzmieniowej lekkości i inwencji. Od tego czasu pojawiło się wiele płyt z jego udziałem, płyt lepszych i gorszych, i po czasie zacząłem odnosić wrażenie, że powoli bębniarz ten popada w słyszalną, niestety, rutynę. Wyjątkiem była jego współpraca Sheltonem i tym razem również nie zawodzi. Już dawno nie słyszałem go w takiej formie, mimo że porusza się tu w bardzo stonowanych rejestrach. Jason Roebke może niczym nie zaskakuje, ale jest to też muzyk, którego najmniej znam. Na pewno jednak dobrze się wkomponowuje w obraną stylistykę i uzupełnia zespół dość oszczędnym, lecz bardzo trafionym basem.
„There Was…” jest płytą szczególną - mimo że w kilku miejscach wyraźnie nawiązuje do klasycznych rozwiązań, to robi to w sposób intelektualnie i emocjonalnie koherentny z teraźniejszością. Wyraźnie słyszalny sentyment nie wyraża tęsknoty za czymś konkretnym, przez co bardziej stanowi deklarację własnego umiejscowienia we współczesności, opartego na zrozumianym i zaakceptowanym niedopasowaniu.
Marcin Kiciński
P.S. Warto zwrócić uwagę na pozostałe tegoroczne płyty Sheltona i z jego udziałem– duet z Kjellem Nordesonem „Incline” (Singlespeed Music), a także album „gwiazdorskiego” kwartetu Darrena Johnstona „Cylinder”, nagrany dla Clean Feedu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetna płyta! Jedna z lepszych jakie słyszałem w zeszłym roku. Ciekawe kiedy przyjadą do PL i będzie można ich posłuchac na żywca...
OdpowiedzUsuń