sobota, 28 sierpnia 2010

Zanussi 5 "Ghost Dance" - czyli letnia defibrylacja


Per Zanussi-piano, double bass
Rolf-Erik Nystrom-alto saxophone
Jorgen Mathisen-tenor saxophone, clarinet
Eirik Hegdal-baritone saxophone, clarinet
Gard Nilssen-drums

wytwórnia: Moserobie
rok wydania: 2010


Pierwszy raz padłem ofiarą tak długotrwałej muzycznej zapaści. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek wcześniej wyłączał kolejne nagrania z uczuciem kompletnego bezczucia. W pewnym momencie wpadłem w paranoję, że muzyka po prostu przestała mnie cieszyć. Na szczęście rozum wyczekał, pozwolił się wyszumieć panice i w momencie, kiedy emocje i lęki wygasły, a ja sam zapleśniałem w niesłuchaniu, zastosował mi cudowną reanimację.
Uderzenie musiało być skoncentrowaną dawką dobrze zorganizowanej energii. Wiązka nie mogła się rozpraszać, tylko z prostotą i siłą miała uderzyć prosto w serce. Rozum wykonał swoją robotę, przefiltrował, przeliczył i znalazł idealnego, sprawdzonego wcześniej kandydata, który - co lepsze - właśnie wydał kolejną płytę - zespół Zanussi 5.

Sztokholmska wytwórnia Moserobie, jak i wiele innych skandynawskich labelów, jest w Polsce w najlepsze nieznana. Czemu? Skąd brak dystrybucji? Trudno wyjaśnić. Może wskutek spisku handlowców Universal/ECM? Nie przeszkodziło mi to jednak, idąc tropem różnych nazwisk poznanych w bardziej znanych i dystrybuowanych u nas Ayler Records czy Rune Grammofon, dotrzeć do niej i dzięki samplom dźwiękowym umieszczonym na stronie (www.moserobie.com) wyłowić kilka pereł, w tym zupełnie mi nieznane wcześniej Zanussi 5 i ich płytę "Alborado".

"Ghost Dance" kontynuuje tradycję ekspresyjnej improwizacji wokół całkiem sztywno zapisanej partytury. Per Zanussi, jako kolejny kontrabasista, po takich tuzach, jak John Lindberg, Mark Dresser, Lisle Ellis czy Reggie Wormann wyrasta na świetnego jazzowego kompozytora, który jest w stanie udźwignąć rolę twórcy utworu, a nie tylko tematu. Robi to w sposób radosny, energetyczny i przede wszystkim wolny od pretensjonalności, której w kompozycji nienawidzę, a często muszę znosić. Mamy tu bogatą aranżację, która ogranicza wolność poszczególnych muzyków, bo ewidentnie wskazuje ścieżki, którymi mają się w swoich solowych popisach kierować, dzieje się to jednak z korzyścią dla mnie jako słuchacza. Dostaję bowiem wartość kompozycyjną, która naprawdę rzadko w jazzowych przedsięwzięciach mnie nie uwiera, kosztem pełnej instrumentalnej wolności, która przecież równie często zawodzi. Talent młodego Per Zanussiego przejawia się w dyrygowaniu swoimi trzema saksofonistami z uwzględnieniem ich indywidualnych predyspozycji, wyczuwa kierunki, którymi powinni pójść, co dla nich samych jest nierzadko podróżą w nieznane, owocującą olbrzymią satysfakcją. Takie "instrumentalne" traktowanie muzyków wymaga olbrzymiego charakteru i wiary we własne możliwości, ale jeśli ma potwierdzenie w odpowiednio wykorzystanym potencjale, możemy w przyszłości otrzymać muzykę naprawdę wybitną.

Marcin Kiciński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz