niedziela, 7 kwietnia 2013

Tomasz Stańko "Wisława", ECM, 2013 - czyli polemika z Maciejem Nowotnym


Tomasz Stańko - tp
David Virelles - p
Thomas Morgan - b
Gerald Cleaver - dr

Wytwórnia: ECM
Rok wydania: 2013




Drogi Macieju,

Muszę się odezwać, ponieważ zupełnie nie rozumiem zarzutów dotyczących niniejszej płyty, które umieszczasz w kolejnych portalach, z którymi współpracujesz (mam na myśli tekst dla Jazzarium, oraz fragment podsumowania pierwszego, płytowego kwartału tego roku dla Jazzpressu pt. "Wiosna w polskim jazzie"). Naturalnie daleki jestem od wdawania się w dysputę na temat Twoich odczuć związanych z płytą "Wisława". Nie mogę jednak milczeć, gdy stawiasz tezy zupełnie niezgodne z kwestiami obiektywnymi.

Na wstępie muszę przypomnieć, że obcujemy z płytą wydaną przez oficynę ECM, która jako jedna z nielicznych od długiego już czasu narzuca artystom swego rodzaju ograniczenia - określa ramy, zadaje zadanie. Jest to pewne status quo, którego podważanie jest zupełnie irracjonalne, a dysputa nad sensownością postępowania Eichera skazana na niepowodzenie, tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę  powstające dookoła, jak grzyby po deszczu, wytwórnie - koguciki, wydające - nie wiedzieć po co - setki (łącznie) rejestracji nieudanych prób improwizacji, spaprane koncerty, całą masę nudnej, mimo że hałaśliwej i wtórnej, choć niesamowicie gęstej, freeimprovovej bądź freejazzowej młócki.  ECM jest jak monolit, a jego koncepcja wtłaczania całych pokoleń muzyków o przeróżnej narodowości , wrażliwości i stylistycznej proweniencji w określone estetyczne ramy, jest nader potrzebna, gdy wokół wszystko się od tej bezgranicznej wolności degeneruje. ECM oferuje jakość, ponieważ tylko muzyk utalentowany i świadomy, a do tego dysponujący odpowiednim warsztatem, sprosta zadaniu i przejdzie eicherowską próbę. Dostajemy dzieło twórcy zweryfikowanego i naprawdę nieważne, czy  znajdzie się ono w pierwszej trójce najlepszych albumów w jego dyskografii. Może dlatego pewnie każdy szanujący się muzyk z pocałowaniem ręki podjąłby eicherowską rękawicę i pewnie dlatego biedny Eicher, lub raczej jego świta, konsekwentnie odsyła rocznie dziesiątki, jak nie setki nadsyłanych płyt, z kurtuazyjnym "odezwiemy się".

Wracając jednak do "Wisławy" i Twoich zarzutów. Piszesz: "Po prostu cudowny, czarodziejski sound jego trąbki średnio się klei z grą sekcji rytmicznej skądinąd zjawiskowej. Nie chodzi tu oczywiście o brak umiejętności, a raczej o zupełnie inny język jakim posługują się młodzi muzycy, których zaprosił Stańko do współpracy. Ten język jest zakorzeniony w bopie i nieprzerwaną tradycją przekazany przez pokolenia tym właśnie młodym mistrzom nowojorskiej sceny. Ich linia rytmiczna tańczy, unosi nas w przestworza, uwalnia od ciężaru ciała i zmienia w zmierzające ku słońcu i księżycowi ciało niebieskie. Lecz trąbka Stańki jakże często jest obok tego zjawiskowego rytmu. Zwalnia go, jest kamieniem u nogi, ciężarem." Jak napisałem we wstępie, to czy trąbka Stańki się komuś klei z całością czy nie, to sprawa indywidualna i subiektywna, lecz doszukiwanie się bopowej proweniencji, czy raczej bopowych aspiracji w grze Morgana, Virellesa czy nawet Cleavera (na tej płycie) to już solidne nadużycie. Tym bardziej, jeśli chwilę później piszesz: "Jakże zupełnie inaczej brzmiała ta trąbka na tle snutym przez polską sekcję rytmiczną nieodżałowanego kwartetu z Miśkiewiczem, Kurkiewiczem i Wasilewskim. Inaczej niż Amerykanie, którzy jak dobry mustang na prerii gonią do przodu i pożerają czas z szybkością rasowej Corvetty, polska sekcja szukała raczej głębi i znajdowała ją we wzajemnym zrozumieniu, w bezprecedensowej empatii, we współbrzmieniu.". Macieju, otóż ja uważam, że jest dokładnie odwrotnie. W skali mikro, w tej przestrzeni ograniczonej wizją Stańki, to właśnie każdy z polskich muzyków jest bardziej przywiązany do jazzowej tradycji niż muzycy obecnego kwartetu. Ciągoty Wasilewskiego ku dur/molowym harmoniom są równie silne, jak ciągoty Virellesa ku wyrwaniu się z ich ram. Podobnie sprawa ma się z pozostałą dwójką. Dużo częściej wyrywa się do trzydziestek Miśkiewicz, znacznie chętniej wraz z Kurkiewiczem kołyszą lub nadają swingujący rytm, nasuwający (bardzo luźne) skojarzenia bopowe. To Stańko zmuszą ich do gry w przestrzeni lub z przestrzenią, zabawy dźwiękiem i ciszą, delikatnego brudzenia czy ucieczki od tradycyjnych harmonii - czyli wszystkiego, co - mam wrażenie - nowojorczycy mają we krwi i do czego faktycznie się rwą, gdyby nie tonujące ich zapędy melodie, tkwiące na papierach wręczonych przez lidera.

Na koniec jeszcze dwie uwagi. Po pierwsze: naprawdę niewielu jest jeszcze realnych mistrzów fachu, jakim jest uprawianie jazzu. Stańko bezwarunkowo należy do tej grupy, dlatego zniechęcanie do słuchania jego kolejnych płyt będzie dla mnie zawsze czynem spod znaku, opisanego w moim wcześniejszym tekście, "syndromu Woody'ego Allena". Obojętnie, czy uważamy płytę Stańki za lepszą czy gorszą od poprzednich, tak naprawdę jedyną realną miarą, którą możemy się posłużyć, jest jego własna dyskografia. Stańko to już osobne jazzowe mikrouniwersum, z którym obcowanie dostarczy nam zawsze znacznie więcej muzycznych wartości, niż dziesiątki odsłuchów wydanych w danym roku płyt. Po drugie: ostatnia płyta Stańki jest usypiająca chyba tylko dla tych, którzy są mocno senni lub padają przy niej ze zmęczenia. Już dawno nie słyszałem płyty tak wymagającej skupienia, trudnej i bogatej.

Marcin Kiciński
PS. wisisz mi Macieju konia z rzędem



13 komentarzy:

  1. " Już dawno nie słyszałem płyty tak wymagającej skupienia, trudnej i bogatej."

    Co konkretnie trudnego jest w tej płycie?

    Na czym polega jej bogactwo?

    OdpowiedzUsuń
  2. Już tłumaczę. Współczesny jazz bazuje bardzo często na upraszczaniu kompozycji do niezbędnego minimum. Dostajemy prosty temat, który przez większość utworu odbija się echem w postaci basowej repetycji, na bazie której bądź to buduje się jakąś strukturę - zazwyczaj równie prostą i irytującą, bądź też natychmiast idzie się w popisy solowe, które w oparciu o taką basową mantrę trwają często w nieskończoność, a rzadko kiedy prezentują dla mnie jakąkolwiek wartość muzyczną. Na płycie Stańki dostajemy oczywiście to co dla niego charakterystyczne - czyli unikatowe liryczne, swobodnie płynące melodie - są to jednocześnie elementy bardziej komunikatywne i proste w odbiorze. Oprócz tego są jednak zespołowe improwizacje, które w mojej ocenie w odbiorze już takie proste nie są. Tym bardziej, że zarówno sam ECM jak i Stańko nie pozwala na stosowanie prostych zagrywek dynamicznych. Gwałtownych fajerwerków, zespołowych eksplozji, które tak działają na większość słuchaczy. Tu cały sens interakcji ma się odbyć na poziomie dość statycznego dialogu, a istota rzeczy tkwić w harmoniach między pojedynczymi dźwiękami. Dlatego ta płyta jest wymagająca. Słuchacz pozbawiony jest ciągnącej go 'corvetty' rytmu, o której pisze Maciej. Rytmu, który wciągnie, który rozkołysze, a najlepiej by też z pomocą stosownych akcentów co jakiś czas był przerywany - bo mielibyśmy wtedy dramaturgię ;). Nie jestem muzykologiem, a kształcenie słuchu odebrałem na poziomie podstawowym (czyli lichym), ale na pierwszy rzut ucha, to co zaprezentowali ze Stańką Nowojorczycy, stanowi większe wyzwanie dla słuchacza. Dostaliśmy bowiem balansujące na granicy atonalności równoległe, zupełnie wolne melodie, podlegające zespołowemu wysiłkowi spięcia w ramy, które stworzył lider. W czasach, gdy coraz rzadziej słyszy się coś takiego jak walking basowy, takie podejście do jazzu jest wyjątkowo wartościowe, nawet jeśli płyta jako całość ma słabsze strony. Przyznam bowiem rację Maciejowi, że mi także czasem trąbka Stańki i jego tematy nie do końca spinają się z tymi improwizacjami. Jak zauważyliście w tekście właściwie nie dokonuję oceny tej płyty i nie sądzę, by była to pozycja, do której będę jakoś wyjątkowo często wracał. Na pewno będę jednak bronił jej wartości, bo prezentowane na niej podejście do uprawiania muzyki łączące walor intelektualny, intuicyjny, ale też techniczny zasługuje na szacunek, wsparcie i przede wszystkim naśladowanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naśladowanie? To przecież ostatnia rzecz jaką młody muzyk powinien robić. To przecież znalezienie własnego języka i brzmienia jest najważniejszą rzeczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widzę niezgodności. Piszę o naśladowaniu podejścia do procesu twórczego. Nigdzie nie zachęcam do powielania czyjegoś języka.

      Usuń
  4. Marcin, oczywiście nie zgadzam się ze wszystkim, ale przeczytałem z wielkim zainteresowaniem ;-)
    Jest jednak kilka rzeczy, na które muszę zareagować:
    pierwsze primo, gdzie jest niby ten brak szacunku z mojej strony dla Stańki. Nie znajdziesz go ani w jednym ani w drugim tekście (nota bene podaję tu link do tekstu w jazzarium.pl, bo do niego się głównie odnosisz: http://jazzarium.pl/przeczytaj/artyku%C5%82y/o-wy%C5%BCszo%C5%9Bci-poloneza-nad-corvett%C4%85-czyli-jak-maciej-nowotny-rozprawia%C5%82-si%C4%99-z)
    drugie primo, doprawdy nie sądzę, żeby teksty zniechęcały kogoś do sięgnięcia po ten album. Znając przekorną ludzką naturę sądzę, że efekt może być wręcz odwrotny! Nie przemawia też do mnie argument, że Stańko to "dobro narodowe" i ręce precz od niego, cokolwiek by nie zrobił. W podobny sposób za ten tekst zaatakował mnie Piotr Iwicki pisząc, że dzisiaj "plujemy" na Stańkę, a jutro może na Jana Pawła II? Czy naprawdę każda krytyka, nawet spokojna i życzliwa, musi oznaczać zaraz plucie?
    trzecie primo, nie podoba mi się, że od lat trwa w polskim jazzie na siłę "ubóstwianie" Stańki czy Możdżera. Jest to typowo polskie podejście "na kolanach" do tematu, który sam w sobie jest w istocie lekki i ma być zabawny. Jazz, nie zapominajmy o tym, to tylko jedna z odnóg muzyki rozrywkowej. Tymczasem odnoszę wrażenie, że Ty szukasz w jazzie jakiś rzeczy strasznie trudnych, wyrafinowanych, które pojąć będzie mogła jakaś garstka słuchaczy o nieogarnionej wrażliwości i wielkiej wiedzy (może tajemnej!). E tam ;-))) To ma po prostu być wysokiej jakości rozrywka. Patrząc z tego punktu widzenia Stańko nagrał kolejną dobrą płytę, wyśmienitą pod względem muzycznym, ale po prostu nudną jak flaki z olejem. Dowód, że podobnie jak Ty (i wiele innych osób, z którymi na ten temat rozmawiałem)ja też nie mam ochoty do tej dwupłytowej "kobyły" wracać.
    Podsumowując, wolę sięgnąć po Twet, Balladynę czy Bossonosą niż katować się Lontano, Dark Eyes czy Wisławą, które niewiele do dorobku Tomasza wnoszą.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie ;-)))
    Maciej

    OdpowiedzUsuń
  5. Macieju,

    Jeśli mam być szczery, wydaje mi się, że nie poświęciłeś płycie wystarczająco dużo czasu, by się na jej temat wypowiadać. To a propos szacunku.
    Secundo - z tego co piszesz nie widzę analogii między moimi uwagami, a atakiem Piotra Iwickiego. Powtórzę po raz kolejny - nie przeszkadza mi fakt, że płyta Ci się nie podoba, jednak sposób argumentowania zdradza, że bardziej toczysz walkę z własnymi oczekiwaniami co do tego jak kooperacja Stańki z Nowojorczykami powinna wyglądać, niż skupiłeś się na realnie zaoferowanej muzyce oraz kontekście jaki stwarza wytwórnia, w której została wydana "Wisława". Wszystkie płyty Stańki dla ECM są utrzymane w podobnej konwencji, różnią się w niuansach. W przypadku nowego kwartetu, choć klimat ciągle pozostaje ten sam, podejście do budowania tkanki muzycznej jest zupełnie nowy - szczególnie w zakresie interakcji wewnątrz-zespołowej. Dlatego teza, że nikt nic nowego na "Wisławie" nie znajdzie, mnie lekko oburzyła. Nigdzie nic nie piszę o pluciu na Stańkę - staram się pisać o konkretach, które są słyszalne. O kwestiach obiektywnych.
    Trzecie primo mnie chyba nie dotyczy. Nie jestem fanem Stańki, nie czekam na jego płyty z wypiekami, a już zupełnie poza kręgiem moich zainteresowań jest Możdżer. Nie zgadzam się jednak, że jest to wszystko tylko rozrywka. Rozrywką jest to wtedy, gdy wkładasz słuchawki i sobie słuchasz, rozrywką jest, gdy siedzimy przy browarze i sobie o tym gadamy. Czy jest to jednak ciągle rozrywka kiedy opiniujesz na łamach kilku serwisów muzycznych?
    I tak na koniec i a propos Twojego podsumowania. Skoro wolisz wczesny okres Stańki, a ECMowskie produkcje są dla Ciebie katowaniem się, po jaką cholerę ich słuchasz, a tym bardziej recenzujesz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Arcybiskup Dziwisz8 kwietnia 2013 15:23

    Jako głowa Polskiego Kościoła chciałbym wyrazić ubolewanie nad decyzją Tomasza Stańki obierającą towarzyszkę Wisławę za podmiot liryczny nowej płyty. Zdaniem Episkopatu stosowniejszy byłby tytuł "Karol" - to zdecydowanie bardziej rozpoznawalny na świecie polski poeta i dramaturg. Ojciec Piotr Iwicki nie wykazał tu odpowiedniego wyczucia tematu próbując zrównywać pogubionego ostatnio muzyka z prawdziwym "dobrem narodowym". Wzywam wszystkich biorących udział w dyskusji do opamiętania i przesłuchania w ramach pokuty zeszłorocznego, misyjnego przesłania od Double Tandem i Matsa Gustaffsona, ewangelizujących naszych etiopskich braci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Marcin, wypowiadam się, by przywrócić równowagę w akcentach. Powiadasz, że nie poświęciłem wystarczająco dużo czasu tej płycie. Może. Jednak wysłucham jej z 5 czy 6 razy, a ciekawy jestem ile ty polskich opłyt wydanych w tym i zeszłym roku przesłuchałeś? Wymowa mojego tekstu "Powrót Króla" jest taka: nie koncentrujcie się tylko na Stańce (i Możdżerze), bo polski jazz idzie szeroką ławą. Zamiast słuchać sto razy aż Wam się spodoba "Wisława" posłuchajcie Trzaski, Zimpela, Damasiewicza, Obary, Dąbrowskiego i wielu innych. Będzie to mnie nużące i poczujecie się, że ów jazz pokarm nie jest taki ciężkostrawny. A co do pokarmów, to kobyłkę dla Ciebie przywiązałem już do płota, możesz ją zjeść nawet z kopytami skoro tego Stańki taki jesteś nienażarty...

    OdpowiedzUsuń
  8. Macieju, jak widać każdy inaczej postrzega równowagę. Kobyłkę wyślij mi proszę kurierem, może być w postaci naszego dobrego, polskiego, wołowego mielonego ;).

    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  9. nazwisko jakby znajome... wtem! wiem: genMar. no, no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety mam zadanie mocno utrudnione ;) Oleśnicka? Jakieś forum? Rozumiem, że się znamy?

      Usuń
    2. ledwo :-)
      owszem, forum: "Pawn Hearts".
      pozdrowienia, i oby tak dalej.

      Usuń
    3. To dawne dzieje :) Dzięki i również pozdrawiam.

      Usuń