niedziela, 30 września 2012

Małe Instrumenty "Chemia i Fizyka", Obuh, 2012


MAŁE INSTRUMENTY
Paweł Romańczuk, Marcin Ożóg, Tomasz Orszulak, Jędrek Kuziela, Maciek Bączyk
+ Andrzej Załęski

Wytwórnia: Obuh
Rok wydania: 2012





Na dwóch wcześniejszych płytach Małe Instrumenty korzystały z dorobku Juliana Antonisza i Fryderyka Chopina. „Chemia i Fizyka” to pierwszy zarejestrowany i opublikowany, w pełni autorski, materiał Pawła Romańczuka. Tym samym zespół dotarł do punktu krytycznego, swego rodzaju sprawdzianu. Czy udało się udźwignąć poziom oczekiwań wywindowany wcześniejszymi aranżacjami? Nie będę owijał w bawełnę. Dla mnie ta płyta to najlepszy album tego roku.

Całą dotychczasową działalność Romańczuka cechuje podejście, które w dobie taniego konceptualizmu, wykonawczej bylejakości oraz merkantylnej trywializacji można by określić mianem niezwykle rzadkiej odmiany kreatywnego muzycznego rzemiosła. Małe Instrumenty to bowiem nie tylko muzyka, ale także ogrom realnej pracy włożonej na każdym z wielu etapów dochodzenia do obecnej formy. Samo zbudowanie olbrzymiej kolekcji tych unikatowych miniaturek wymagało niebywałego mozołu. Składały się nań niezliczone godziny ślęczenia nad globalnymi aukcjami, niekończące się korespondencje z, nierzadko kompletnie nieświadomymi walorów swoich instrumentów, sprzedawcami oraz - przede wszystkim - wielokrotne naprawy przemierzających tysiące kilometrów eksponatów, które, niestety, często docierały w pożałowania godnym stanie. Sztukowanie sklejki, uzupełnianie sprężynek i strun, strojenie…
Oczywiście można by cały ten nakład pracy przekreślić jednym prychnięciem, gdyby nie to, że ma on bezpośredni wpływ na efekt końcowy. Bo Małe Instrumenty to w znacznej mierze brzmienie. Każdy ze zdobytych instrumentów to mikrouniwersum zupełnie oryginalnych dźwięków. Na pierwszy rzut ucha słyszymy naturalnie struny, młoteczki, membrany, fujarki - niby nic nadzwyczajnego. Gdy jednak potraktujemy tę muzykę z należytą uwagą, poświęcimy jej godzinę koncentracji – nagle okaże się, że otwiera nam ona cudowny świat muzycznych niuansów, feerię detali, istny kalejdoskop barokowej ornamentyki, a każda strunka, membranka i młoteczek oferuje nam coś zupełnie nowego, coś, z czym na co dzień w naszym zdigitalizowanym, wysterylizowanym świecie chyba nie mamy już do czynienia.
Jasne. To wszystko już było. O pracy Romańczuka można było i pisało się przecież w podobnym tonie już przy okazji poprzednich albumów Małych Instrumentów. Co zatem wnosi jego kreatywność jako kompozytora?
Gdy słucha się „Chemii i Fizyki”, czuć wyraźnie, że autor chce wyzwolić się z przesadnie eksponowanej przez media oraz poniekąd sztucznie narzuconej roli „zespołu dla dzieci”. Funkcja ta zaowocowała licznymi warsztatami z najmłodszymi, którzy zderzyli się dzięki temu z zupełnie nowym spojrzeniem na muzykę, radykalnie różnym od  spotykanego na lekcjach muzyki w szkole, czyli nie ma tego złego. Problem jednak w tym, że jednocześnie działalność ta, zupełnie wbrew swoim założeniom, ugruntowała dorosłych odbiorców
w błędnym przekonaniu, że po Małych Instrumentach spodziewać się mogą jedynie infantylizacji tematu, wystudiowanych uśmiechów i głaskania po główkach. Romańczuk takimi utworami jak „Mostacha” czy „Allegro” demaskuje swoje trochę drapieżniejsze oblicze, przez co w sposób oczywisty odcina się od najmłodszych pociech, a zaprasza do swojego świata ich rodziców. W obu tych utworach pojawiają się elementy nieco bardziej hałaśliwe: kontrolowana kakofonia, narastająca syntezatorowa ściana dźwięku i abstrakcyjna improwizacja.
Dotychczas preteksty w postaci wykorzystania twórczości Antonisza czy Chopina zarówno otwierały, jak i blokowały pewne możliwości. Tym razem wyobraźnia kompozytorska miała całkowitą wolność korzystania nie tylko z bogactwa brzmieniowego instrumentów, lecz przede wszystkim z kolosalnego doświadczenia Romańczuka jako słuchacza i znawcy samej muzyki. Choć pewne inspiracje są czytelne i mogą stanowić nie lada zabawę dla bardziej osłuchanych odbiorców, to jednak to, co jest najważniejsze, to bardzo oryginalny sznyt twórczości Romańczuka przejawiający się po pierwsze w konstruowaniu pozornie prostych melodii, których składowe dźwięki nagle wymykają się naszym przewidywaniom i harmonicznym przyzwyczajeniom, po drugie - w negacji tematu przewodniego. Gros kompozycji ma charakter swego rodzaju muzycznych podkładów dla psychodelicznych scenariuszy. Myśl idzie swobodnie, nielinearnie, przeskakuje – czasem bardzo zaskakująco – między stylistykami, a ta żonglerka harmonicznymi rozwiązaniami oraz nietuzinkowa rytmizacja, połączone z wykorzystaniem humoru, czynią odsłuch swego rodzaju surrealistyczną wycieczką w głąb niespotykanej wyobraźni, niczym seanse filmów Terry’ego Gilliama czy Tima Burtona.

„Chemia i fizyka” jest dziełem doskonale zaplanowanym, skomponowanym, wykonanym
 i zrealizowanym (w tym miejscu po raz kolejny kłaniam się Wojckowi Czernemu i jego studiu Rogalów Analogowy). Cały ogrom pracy włożonej w projekt owocuje perfekcją na każdej z tych płaszczyzn i czyni tę płytę perłą współcześnie uprawianej muzyki artystycznej. Nie ma jednak co ukrywać, że pełnię jej walorów będą w stanie docenić tylko ci, którzy znajdą w sobie siłę na oderwanie się od konsumenckiego, powierzchownego podejścia do sztuki i potraktują ją z należytym szacunkiem i uwagą. Bardzo rzadko, ale jednak czasem jej się to należy.

Marcin Kiciński

1 komentarz: